Obserwatorzy

czwartek, 9 maja 2013

Wielkie gotowanie, słońce...

Już po siódmej buszowałam po kuchni.
Bigosu się mi robić zachciało.
Golonka się została ze świniaka. A ja laik kulinarny nie wiem jak się gtuje golonkę, to bigos na golonce będzie.
Ślubny zadowolony.
 Się teraz ten bigos prychci.



Mała się wprawia w kuchni i bigos ze mną gotuje.
Teraz śpi, się kurczę zmęczyła.

A mnie tylko ogarnięcie domu zostało, wstawienie prania.
Kurtki zimowe Ślubnego. Robocze kurtki zimowe. Będę się modlić, żeby się doprały.


I idziemy z Małą na słońce.
Pogoda idealna.
No, prawie.
Wiem, narzekać po tak długiej zimie nie powinnam, ale....
Właśnie jest to "ale" mnie ta pogoda wykończy.
Te, które chodziły w ciąży latem wiedzą o czym mówię.

Brzydko mówiąc pocę się jak świnia.
I żadne antyperspiranty nie pomagają.
Co z tego, że pod pachami aplikuję sobie bloker skoro cieknie mi z głowy, plesów między piersiami.
Wszędzie dosłownie, wszędzie.
Ale niech juiż lepiej będzie ciepło.
Jakoś wytrzymam.
Na te najgorsze godziny chowam się w domu....

Blogger oszalał.
Nie chce zdjęć dodawać.
Trudno.
Relacja foto innego dnia....





Miłego!


1 komentarz:

  1. Ja się dzisiaj spaliłam jak robiłam swój nowy skalniak ;)
    A czy Ty wiesz, że ja nigdy przenigdy golonki mojemu nie ugotowałam? Właśnie mnie oświeciło :)))

    OdpowiedzUsuń