Obserwatorzy

piątek, 31 maja 2013

No, bo przecież codziennie.

Boże Ciało już za nami.

Spędzone w domu. Poza porannym wyjściem do kościoła.
Pogoda za oknem nie nastrajała do spacerów, ani tym bardziej do udziału w południowej procesji.

Wiało i było zimno.

A potem się duszno zrobiło.

A potem była burz.
Napierdziusiało, że ho ho ho..


Dziś za oknem też niezbyt ciekawie.
Szaro, buro i ponuro.

Staram się różnymi sposobami dobudzić, jednak średnio mi się to udaje.

Pasowało by się pozbierać i chałupę ogarnąć, bo wczorajszy dzień lenistwa zaowocował totalnym chaosem.

I tak muszę posprzątać, bo moi rodzice przyjeżdżają w niedzielę na dzień dziecka do Małej, więc jakoś się trzeba pokazać.

Coś trzeba uszykować, ugotować. Jakieś zakupy zrobić...

Odechciewa mi się tej wizyty rodziców jak sobie pomyślę ile mnie czeka szykowania....
Ale przecież im nie zabronię.



Lecę na jakieś śniadanie i poczytać Wasze blogi.
Może się w końcu obudzę.

Tylko Małej jakoś ta aura za oknem nie przeszkadza.
Wesoła jest jak skowronek...

czwartek, 30 maja 2013

Boże Ciało, albo Wieki Czwartek. Jak kto woli.

Dlaczego Wielki Czwartek?
Otóż sprytna ja któregoś dnia wystrzeliłam tak do Ślubnego. No i zostało.
Przecież czwartek i święto :)

Wczorajszy dzień minął nam pod znakiem szybkich zakupów, kilku śmiesznych rozmów z dostawcami, domowej pizzy na kolację, i kilku przeczytanych kartek ksiązki.
Do tego kąpiel Małej, jej jęki i kwęki, nuda w TV.
Wieczór jak co dzień.


A dziś? Dziś zależy od pogody.


Nie piszę nic, bo ten post doda się automatycznie, wolnego dnia nie chcę spędzić przed komputerem, tylko ze Ślubnym i Małą.


Jak będzie ładnie, to spacer i lody, a jak będzie lało, to siedzimy w domu i nudzimy się jak mopsy utyskując na tą pogodę :)



Miłego odpoczynku!

środa, 29 maja 2013

Dziś o Małej.

Dokładnie o 15.20 moja Mała skończy pół roku.

Minęło jak jeden dzień.
A dopiero co leżałyśmy w szpitalu.

Pół roku płaczu, dolegliwości, śmiechu, zabawy, smutków i radości.
Pół roku podczas którego zmieniliśmy miejsce zamieszkania, jakoś przeżyliśmy niemały kryzys ze Ślubnym.
Pół roku podczas którego przeżyliśmy już zapalenie płuc, problemy z kolką i zaparciami.
Pół roku patrzenia na rozwój Małej.
Rozwój, który ostatnio skoczył do przodu w tak zastraszającym tempie, że oboje jesteśmy w szoku.

Mała potrafi już wędrować po łóżku przeważnie na raczka.
Kręci się w kółko, ulubioną zabawką z tych zakazanych, to pilot.

Śmieje się, wyciąga rączki, bawi się smoczkiem, swoimi gryzakami, książką, gada do wzorków na wyściółce gondoli.  Potrafi zainteresować się czymś na dłużej niż pięć sekund. Ostatnio jest to jej ulubiona pluszowa książka.

Codziennie słyszę nowe dźwięki gaworzenia. Repertuar się zmienia co chwilę :)

Ale żeby nie było tak kolorowo, to mamy problem z usypianiem.
Mała chce być usypiana TYLKO i wyłącznie w wózku.
W łóżeczku zaczyna kombinować, płacze, przewraca się, smoczek wyrzuca.
Ciężkie to usypianie.

Do tego potrafi zrobić sobie drzemkę od 19 do 20 i buszuje do 22 czasem 23.
Oj, napsuje wieczorem nerwów, napsuje.


Mamy też jedzeniowy kryzys.
O ile do tej pory ładnie zjadała swoją porcję, tak teraz 2-3 łyżeczki i zaczyna się zabawa, wkłada palce do buzi, pluje, wymyśla, kombinuje.
A po chwili głodna, dostaje więc słuszną porcję mleka i zadowolona.

Mleko jemy na raty.
Według tabeli żywieniowej Mała powinna dostać 4 razy dziennie 180ml.
Nie jest tak kolorowo, ona czasem wypije pełną porcję, a czasem tylko zaspokaja pierwszy głód i wypija np 90ml.
Ponoć to dobrze, że dziecko wypija tylko tyle, ile jest mu potrzebne do zaspokojenia głodu.
Gorzej by było gdyby za każdym razem wypijała tyle, ile dostanie. Bo to grozi otyłością.

Nadal ulewa. I nadal musimy dodawać do mleka zagęszczacz.


Rozwija się w zastraszającym tempie, rośnie, chyba niedlugo ubranka  a 74 przestaną być z duże.
Przynajmniej niektóre, bo część odłożona leży, bo pomimo, że 74, to takie gigantyczne są, że szok.


Bywają noce, gdy da pospać. Nie zawsze budzi się na mleko. Na razie jednak więcej jest nocy, gdy muszę wstawać i robić porcję, ale czasem się udaje.
Ot, tą noc ładnie nam przespała.
Po pierwszej drzemce buszowała do 22 a potem obudziła się dopiero o 5. Dostała mleko i jeszcze drzemałyśmy.

Dobre to moje dziecko.
Pomimo kilku mankamentów nie mogę na nią narzekać. Nie jest najgorsza. Wiem, że bywają gorsze dzieci :)

Ah, bym zapomniała po pleśniawkach już nie ma śladu. Jeszcze wczoraj coś tam małego było, posmarowałam jej więc to gencjaną i już powinno być ok.
Jeszcze dziś sprawdzimy.
Bo Mała nie da sobie zajrzeć i dokładnie obejrzeć. Trzeba to robić na siłę w asyście dzikiego płaczu.

Chyba tyle o Małej, z pewnością o czymś zapomniałam, coś mi się na pewno w ciągu dnia przypomni, ale z grubsza wszystko jest :)


Słońce dziś się pokazało.
Za to ponoć jutro mają być burze i ulewny deszcz.
A liczyłam na ciepło. Pojechalibyśmy na procesję  Małą. I może potem jakiś spacer. Człowiek by wyszedł z domu, się jakoś rozerwał.
A tu o, deszcze zapowiadają. nożeszkurnajegomać.

Stół mi mają dziś przywieźć.
Mam nadzieję, że tym razem będzie z nim wszystko ok. Bo mamy z tym stołem przeboje.
Ale o tym może już jutro, bo miało być krótko, a tu mi się zrobił wywód....


Miłego !

wtorek, 28 maja 2013

Oesuuu, kopytka, pomidorowa sos z torebki, fioletowo i nowy smoczek

Obiad mam odgrzewany, pomidorowa wiadomo, na niedzielnym rosole.
Do tego narobiłam wczoraj kopytek jak dla pułku wojska, do kopytek sosik z torebki ( lenistwo?e tam :D)
I tym oto magicznym sposobem nie muszę gotować obiadu.
Wszystko będzie odgrzewane.

Kupiłam tą gencjanę.
I najpierw testowałam na sobie, bo mi się jakieś cholerstwo zrobiło i sobie pomaziałam.
Nigdy więcej! Całą gębę miałam fioletową, myślałam że z zębów to tego nie zmyję.

A Mała, no cóż wypędzlowałam jej buźkę i zobaczymy, jeszcze nie zaglądałam, mam nadzieję że to da radę.
Bo jak nie to coś o Aftinie z witaminą C jeszcze słyszałam.

Nowy smoczek jej zakupiłam.
Bo ten różowy co miała, to już o pomstę do nieba wołał. Się silikon po prostu zrobił nieestetyczny. I wymieniłam, na większy 6-18m-cy. I Mała tego smoczka nie może przetrawić, co chwilę sobie wyciąga i ogląda. Śmieszne to jest. I przestaje być śmieszne jak przychodzi wieczór i do usypiania.

Tak w ogóle, to moje dziecko jutro skończy sześć miesięcy.
A mnie się wydaje, że dopiero ze szpitala wyszłyśmy.
Ale ten czas zapiernicza....

Siedzę i siedzę przed tą klawiaturą i chciałabym napisać coś jeszcze, no i nijak nie mogę.
Niby w głowie coś tam siedzi, ale wyjść nie chce.

Więcej o Małej napiszę jutro. Taki post do zapamiętania.




Nic już nie wymodzę.

Miłego więc!

poniedziałek, 27 maja 2013

Poniedziałek dziesiąta dwadzieścia.

A ja dopiero co tyłek z łóżka podniosłam.
Tego posta piszę w trakcie ubierania się.

No nie miałam siły.

Powiecie, że mi dobrze bo mogłam pospać.
Ale żeby nie było tak wesoło, to do dwunastej nie spałam, bo Mała postanowiła zmienić pozycję spania z pleców na brzuch, więc musiałam ją przekładać co by się panna nie udusiła, potem o drugiej obudziła się na jedzenie, więc znów wybudzona zostałam. O siódmej kolejna porcja mleka, zmiana pampersa i chwila zabawy. No i dalej śpimy :)

Do tego mamy zimno w domu. Trzeba napalić w piecu. Koniec maja i palimy w piecu. Pięknie. W piątek rozpalałam dwa razy, do południa i po południu, bo się nie dało.
Jest po prostu masakra. Niedługo dojdzie do tego, że przez cały rok będzie trzeba palić w piecu.


Obiad przede mną. Z wczorajszego rosołu zrobię pomidorową.
Do tego podsmażone mięsko, sos pieczeniowy z torebki i kopytka.


No i wizyta w aptece nas czeka.
Muszę kupić roztwór gencjany. Bo aftin nie pomaga na te nasze pleśniawki.
A jak nie, to dzwonię do lekarza.

sobota, 25 maja 2013

Dzień trzeci

Choć wyzwanie Moaa zaczyna się od 27, to ja juz trzeci dzień publikuje posta.

Kolejnego o wszystkim i o niczym :)

Nasza niedzielna wyprawa do ZOO odleciała wraz z pogodą.
Przy tym, co za oknem, to nawet nie myślimy o jakimkolwiek wyjściu z domu. Z Małą jeszcze do tego.
Gnuśniejemy powoli w domu.
Bo się nam nie chce. Bo Ślubny woli poleżeć, odpocząć a nie tułać się nie wiadomo gdzie i po co.

Choć przydały by mi się zakupy.
Powoli przestaję mieścić się w ubrania.
Jeansów jednych to już nie założę. Ciasne się zrobiły.
Niby mam te jedne ciążowe, na gumie. Ale o jednych spodniach to ja za daleko nie zajadę.
Szczególnie przy tym, co za oknem.


Nudne to być już zaczyna. Ale ta pogoda mnie po prostu wkurza.
Wieje, pada. Początek zimy normalnie.

9 czerwca mamy chrzciny.
Ślubny za chrzestnego.
Na szczęście mam sukienkę. Tą samą, w której byłam na weselu.
Po co kupować inną, skoro tej jeszcze nikt tutaj nie widział.


W Rossmannie -40% na wszystkie kosmetyki kolorowe.
Czy ja aby na pewno niczego nie potrzebuję?
Lubię promocje, kto ich nie lubi.
A no i cystkę w kosmetyczce musze zrobić.
Część z moich mazidełek pewnie już sie przeterminowała.
Czyżby to jakaś super okazja do zrobienia nowych zakupów?
Oj, kusi Rossmann, kusi....

piątek, 24 maja 2013

Pierwsza książka, jesień latem i uroki życia razem.

Drogą kupna nabyliśmy Małej pierwszą książkę.
Ot, nic specjalnego szmatkowe cuś kolorowe i o różnych fakturach.
Taka była zainteresowana moimi gazetami, ulotkami i całą resztą, to niech ma swoją.

Oj, spodobała się książka, a jakże, na wstępie została uśliniona, potem wymiętolona i znów uśliniona.

Wiem, że mojej Małej i tak bardziej podoba się przekładanie kartek w gazetach. Przecież one tak fajnie szeleszczą! I dużo ich do potargania.


Bóle mi jako tako przeszły. Co prawda nie leżałam wczoraj za długo, bo najpierw na miasto ze Ślubnym, potem trochę w domu. Ze dwie godzinki przekimałam, ale to wszystko mało.
A potem Małą babcia oddała i musiałam już swoje polegiwanie odłożyć.


Wyprowadziłam się z sypialni.
Tak niechcący po części.
Ślubny mnie wkurzył. Przyszedł, zarzucił fochem, tak tym razem wiem o co. I on też wiedział, że niezbyt dobrze się czuję. No ale przecież ja się mogę wykończyć byle by on miał zrobione.
Nawet się z nim nie kłóciłam, nie chciało mi się. Po prostu wpakowałam Małą w wózek i wyniosłam się ją usypiać do salonu.
Potem trochę książki poczytałam. I tak mi się na kanapie w salonie usnęło.
Chciałam w nocy wrócić do łóżka, ale jak poszłam i zobaczyłam jak się Ślubny rozwalił, to się dodatkowo wkurzyłam.
Rozłożyłam sobie sofę w salonie i tym sposobem przespałam noc z Małą.

A dziś, zobaczymy, nie widziałam się z nim jeszcze. Po nocnym koncercie, który Mala odstawiła o wpół do czwartej spałyśmy do siódmej.


Pięknie jest ogólnie.
Za oknem mamy zimną polską jesień yyy.. lato znaczy.
Bo jak inaczej nazwać tą pogodę?  Zimno, deszcz pada.
Chyba w piecu trochę podpalę, bo chłodno.
 Lato wróć!!

Obrażona na Ślubnego nie zamierzam gotować obiadu.
Po co? Skoro on moich wysiłków docenić nie potrafi, to mi się nie chce.
O, w zamian za to w szafie sobie posprzątam.
Poukładam swoje i Małej ubranka.


Miłego dnia Wam zyczę.
Może u Was jest bardziej słonecznie i ciepło.

czwartek, 23 maja 2013

Dobra, dziś to juz istna masakra za oknem.
Jeśli w tej chwili nie leje, to za chwilę na pewno zacznie.


Pisałam, że schudłam?
Pisałam.
Co z tego, jak powoli przestaję dopinać się w jeansy.
Muszę poszukać tych z wielką gumą :)

Po raz kolejny zauważam jak różnie można czuć się w ciąży.
Z Małą żadnych dolegliwości.

A teraz jak się skończył pierwszy trymestr i wszelkie nudności, to się zaczął drugi i już mi dokuczają bóle związane z rozciąganiem się więzadeł macicy. Konsultowane, więc pewne.
Zalecenia to dużo odpoczywać i nie nosić ciężkich rzeczy.
O ile polegiwanie nie jest jakieś kłopotliwe, to z tym nienoszeniem gorzej. Małą przecież choćby te parę metrów, ale przenieść muszę.



Wracam więc do łóżka stosować się do zaleceń.


Miłego!

środa, 22 maja 2013

Wyzwanie, pogoda i nadal walczymy.

Moaa tym razem wyzywa na pojedynek codziennych postów.
A raczej mobilizuje.
No, to się zmobilizowałam. I mam nadzieję, że wytrwam.


Jaką macie pogodę?
Benadziejną? Bo u nas masakra.
Niby słońce, niby ładnie, ale wyjść się nie da.
No nie da się i już. Zimno i wieje.
Masakra.
Ładne mi lato.


Trzeci dzień walczymy z pleśniawkami.
Już wczoraj myślałam, że zwyciężyłam to cholerstwo, a tu dziś od nowa.
Aftin chyba nie daje rady.
Trzeba pomyśleć o gencjanie, choć ten wszechobecny fiolet mnie przeraża, szczególnie, że mała się okropnie ślini i pakuje ręce do ust. Czyli wszystkie ubranka i wszystko wokół w niespieralnym fiolecie.

Ślubny powoli się denerwuje tymi ciągłymi przesyłkami do mnie. I od razu zagląda przez ramie co to mi przyszło. Bo jalbo jakieś śmieszne ulotki, albo pudełka, albo zamówię jakieś próbki.
Ot, dzisiaj przyszły próbki proszku do prania.
A Ślubny nic nie powie, tylko nosem kręci.....

Historie Gordianusa S. Saylora to książka naprawdę godna polecenia.
Podobnie jak Nie ma jednej Rosji.
Może nawet napiszę o nich coś więcej.


Czasem zwykłe życie mnie przygnębia.
Chciałabym jakiejś odmiany, czegoś nowego.
Wyzwań, pomysłów, kreatywności.
Zaczynam powoli gnuśnieć.
Codzienna rutyna jest porażająca.
Śniadanie, obiad, kolacja, zabawy z Małą, usypianie, zmiana pieluchy, sprzątanie, gotowanie pranie.....
Tak, wiem powinnam się cieszyć, bo nie każda mama ma ten komfort co ja, po kilku miesiącach muszą wracać do pracy. A ja mogę siedzieć w domu, patrzeć jak się moja Mała rozwija, jak rośnie, co nowego umie...
Chwilowo jestem niezbędna. Bo tylko mama potrafi uspokoić, ululać, nikt tak jak mama nie mówi wierszyków, nikt od mamy lepiej nie nakarmi, nie przewinie.
Ślubny z Małą się bawi, rozrabia, dokazuje, ale do tych ważnych rzeczy jestem ja, nawet nie babcia, tylko mama.

Tylko brakuje w tym wszystkim miejsca dla mnie, na moje potrzeby, zainteresowania i inne.

Z jednej strony narzekam, z drugiej się cieszę.
Zaraz się jeszcze popłaczę i będę się sama z siebie śmiać.

Coś ty taka niezdecydowana, płaczliwa i w ogóle osowiała?
W ciąży jesteś, powinnaś się cieszyć.
Wahania nastrojów?
Przecież to bujda! Na resorach. Ja ci to mówię.

Tak, mówisz, zobaczymy jak będziesz mówić jak przez prawie dwa lata będziesz z brzuchem chodzić.
Wszechobecnym brzuchem, który przeszkadza we wszystkim, wkurzają dodatkowe kilogramy, nudności, puchnące stopy, nocne zachcianki i wszelkie inne dolegliwości a na końcu poród. Dla jednych trauma, dla innych niekoniecznie.


Wszystko to się zapomina, szybko się zapomina po tym, jak już Maleństwo jest na świecie.
Po to, by powrócić ze zdwojoną siła w kolejnej ciąży.



Miłego!

wtorek, 21 maja 2013

Pleśniawki

Się nam cholera przyplątały.
Na szczęście po kilku razach pędzlowania schodzą.

Męczę dalej książki, czasu więc brak mi zupełnie na wszystko.
Uff....


Miłego.

czwartek, 16 maja 2013

Słońce za oknem, przesyłka dotarła, schudłam, pięknie jest.

Tak, jak w tytule, słoneczko pięknie świeci.

Moje zamówione książki przybyły w tempie tak szybkim, jak nigdy, oto i cały stosik


Dziwne się to wydawało mojemu Mężowi, bo pomimo, że brzuch mi rośnie, to ja mam -2kg na wadze.
Przynajmniej na wadze Pani Doktor.
Bo byliśmy wczoraj.
Zbadała mnie "miękki brzuch, szyjka ok", dłużej się rozbierałam niż trwało to badanie, zmierzyła mi ciśnienie, zważyła, wpisała wyniki do karty ciąży. I po wizycie, trwała może z 10 minut, może ze 12. Koszt, całe 80zł.
A, no i mamy USG genetyczne około 18-19 tygodnia zrobić.


Ogólnie, to pięknie jest.
Cały dzień wczoraj w rozjazdach, więc w domu niezły bałagan. Tylko jako tako ogarnęłam kuchnię, żeby się nie pozabijać o naczynia, na więcej siły nie miałam.

Gdy już Mała o 22 w końcu się wymordowała i usnęła, to mogłam usiąść chwilę i poczytać.
Zaczęłam od góry mojego stosiku.
Cukiernia pod Amorem, w wydaniu kieszonkowym, choć nie wychodzi taka bardzo mała, taką zamówiłam, bo połowę tańsza od normalnej wersji.


Nie chcę zapeszać, ale już drugą noc Mała przesypia od 21-22 do 6. I chyba jest to za sprawą zgaszonego światła. Tak myślę, zobaczymy jak to długo potrwa.
Dwie noce mogę powiedzieć, że jako tako sie wyspałam :) Sukces, po prawie 6-ciu miesiącach.


Lecę, pędzę do kuchni, bo mi się fasolka przypali.
I obiadu nie będzie :)


Miłego!

wtorek, 14 maja 2013

O dupie Maryny.

Czyli o wszystkim i o niczym.
Bo sobie pogadać muszę.

Otóż w tą minioną niedzielę zapałałam chęcią posiadania książki.
W porannym programie jedna z autorek zachwalała swoją książkę.

Smędziłam w niedzielę, że to będzie dobra książka, że chętnie bym przeczytała.
Ślubny mówi zamów.

No, to zamówiłam.
Tą chcianą i kilka jeszcze innych.
Ale o tym jakoś Ślubnemu przemilczałam, znaczy coś tam bąkłam.
Trudno, pisałam już wczoraj, nawywijał. Będzie musiał jakoś to przełknąć.


Cieszyłam się, bo firma ta obiecywała, że kolejnego dnia kurier do mnie dojedzie z przesyłką.
Niestety nadzieje me płonne się okazały, co prawda napisali mi mejla, że z jedną książką mają problem, że przepraszają, że uszkodzona, że cośtam, cośtam i że się odezwą kolejnego dnia.

Wiecie, miło się mi zrobiło, że w ogóle napisali.

Niejednokrotnie już zamawiałam przez internet nie tylko książki i jeszcze nigdy, przenigdy w razie jakichkolwiek opóźnień nikt się do mnie w taki sposób nie odezwał.


***

Kupiliśmy ze Ślubnym proszek do prania ostatnio.
Proszek, jak proszek, specjalnych wymagań nie mam. Nie musze mieć super hiper nowoczesnych kapsułek czy innego wypasionego proszku z reklamy.
Jedyne czego od proszku wymagam, to ilość w paczce. No i ma nie osiadać na ubraniach. Od wybielania, czy odplamiania są inne środki. Od zmiękczania też. I płyny do płukania i w ogóle.
No, to żeśmy kupili paczke 7kg, co starczy nam naprawde na sporo.
Otwieram ja dziś paczkę, a tam jakieś takie dziwne kulki mi się walają po wnętrzu, kwiatki jakby czy co.
Już Ślubnego miałam wołać, że nam jakieś lipne coś sprzedali, a to się okazało że ten proszek jest z jakimś tam dodatkiem płynu do płukania, czy innego pachnącego cholerstwa. No i zapierdziela mi z worka z proszkiem "japaneese garden" przynajmniej na opakowaniu tak pisze.

Tempa jestem, nie widziałam nigdy takich cudów, że proszek z płynem do płukania.
Dla mnie w pralce do jednej komory proszek, do drugiej płyn, a jak coś bardzo brudne to i odplamiacz albo płyn do naczyń.
Cuda, cuda. Technika idzie do przodu.

***

Narobiłam zupy na 3 dni co najmniej. Gar mi wyszedł jak ta lala.
Po obiedzie juz jesteśmy, a ja poważnie wątpię, czy do jutrzejszego obiadu dotrwa.
Bo mi tak zasmakowała. No i sobie dolewam, dolewam, dolewam, dolewam.
A to nic innego jak zwykła zupa z mrożonek.

A jeszcze o 10 miałam ochotę na ryż z piersią z kurczaka.
Wstawiłam więc ryż, na szybko rozmroziłam pierś.
I co? A nic, nawet jednego ziarenka tego ryżu nie zjadłam.
Piersi też nie.

Eh, te zachciewajki ciążowe.

***

Dostałam na mejla reklamę o obniżkach cen w jakichś tam sklepach.
Weszłm więc i zamiast sprzątać burdel w domu, taki normalny, codzienny burdel, to oglądam propozycje oferowane przez tenże sklep.
I wiecie do jakiego wniosku doszłam.
Otóż choćbym nie wiem jaką miłością do mojego domu i dekorowania tegoż pałała za nic na świecie nie wydam 70zł za wietrzne dzwoneczki, albo 116zł za poszewkę na jaśka.
Znalazłam jeszcze wycieraczkę za 65zł i naczynia z melaminy w cenach od 30-60zł.
No, przepraszam bardzo, komplet łyżeczek do lodów z melaminy za 30zł. Co z tego, że na długich rączkach, co z tego, że w ładnych kolorach, plastikowego dzbanka za 65zł też do koszyka nie włożyłam, kliknęłam raczej.
Podobnie z różowymi kieliszkami do wina za 20zł sztuka i narzuty za 516zł w błękitnym kolorze tez nie.

W innym sklepie z obniżką zawahałam się przy skórzanej, klasycznej torebce, jednak zniechęciła mnie wizja mojego Ślubnego w momencie gdy kurier by mu przekazał kwotę do zapłaty przekraczającą 400zł, obawiam się trochę o jego serce, bo mógłby dostać zawału.
Kusiły mnie przeróżne durnostrojki, puzderka, patery, miseczki, kubeczki, talerzyki w sensownych cenach.
Jednak gdzie ja bym to wszystko trzymała?

Poza tym muszę Ślubnego nastawić na wizytę w Ikei.


BO planuję w niedzielę wyciągnąć mojego Męża do ZOO i Ikei właśnie.
Potrzebujemy śpiworka dla Małej, bo się w nocy odkopuje, kilku słoików, szklanek, i innych pierdół.
Widzę już mojego Ślubnego minę.
Każdy facet nie lubi wydawać pieniędzy, czy tylko mój?


***

Niezbyt bezpieczne zrobiło się kąpanie Małej w wanience na stelażu.
Teraz jak się kręci, wierci, obraca to mogłaby nieźle gwizdnąć.
Nie powiem przydatna rzecz ta wanienka, ale po tym 5-cio miesięcznym czasie użytkowania wylądowała w nieużytkach.
A ja kąpię Mała w misce w naszej mikro łazience.
I tu stoimy przez zakupem większej miski.
Uprzedzam pytania, nie wanienka się nam nie zmieści, za duża jest. Nasza łazienka ma jakieś 2m2 powierzchni, ledwo co się zmieścił prysznic, toaleta i mikro umywalka. wanienka może i by weszła, ale zajęłaby całe miejsce pozostałe.



Sobie trochę popitoliłam.
Bez sensu, albo z sensem.
Może i bym napisała więcej bzdur i głupot, ale Mała płacze. Się obudziła.


Milego!

poniedziałek, 13 maja 2013

Deszczowa niedziela, deszczowy poniedziałek, a ja się chwalę....

A co, pochwalę się, bo udało mi się ugotować wyjątkowo dobry rosół.
Jak nigdy. Klarowny, aromatyczny, pyszny.
Nawet Ślubny stwierdził, że tak dobrego to ja jeszcze nie ugotowałam.
Teraz zostaje mi tylko powtórzyć tenże w następną niedzielę :)

Deszczowo i zimno nam minął weekend.
Na tyle, że nie wyściubiliśmy nosa za próg domu w ogóle praktycznie, no poza koniecznością typu lecę do teściów, bo chcemy jajecznicę na śniadanie, a mamy tylko dwa jajka :)

Pół dnia przewalaliśmy się po łóżku, Mała między nami żeby nie spadła, a my albo pitu pitu o pierdołach, albo drzemki, albo gapimy się w durne programy TV.

Ot, taka zwykła niedziela. Istna sielanka.

Takie właśnie powinny być niedziele. Prawie, bo brakowało nam spaceru, słońca, ciepła...



W końcu zrobiłam zamówienie książkowe.
Ślubny nawet nie narzekał, że nie ma pieniędzy.
Złapałam go w dobrym momencie, trochę nawywijał, więc nic się nie odzywa, bo miałby zaraz pogadankę :P
Sobie już postanowiłam, raz w miesiącu za powiedzmy 100zł zamawiam ksiązki.

Bo ja bez książek usycham niczym kwiat bez wody.

Szukam też wózka, podwójnego.
Ze spacerówką dla Małej, to żaden problem, pójdziemy do sklepu i cos sie wybierze.
Ale uświadomiliśmy sobie, że potrzebny nam też taki podwójny wózek.
Bo jak ja sama z dwójką małych dzieci wyjdę na spacer jesienią?
No przecież nie poradze sama dwóch wózków.

Zostaje jeszcze chusta, to dobre rozwiązanie, gdy Maleństwo będzie naprawdę małe, a co potem?

No i mam dylemat, bo nie ma wózka w sensownej cenie.
To znaczy są, ale w ogóle do mnie nie przemawiają.
A 5tyś zł za wózek, to dla mnie lekka przesada. Albo i ciężka przesada.



Już 11 a ja w totalnym proszku.
Pędzę więc zaprawić rosół na pomidorową, posprzątać niedzielny bałagan i wstawić jakieś pranie.
Czyli normalny początek tygodnia.



Miłego!


piątek, 10 maja 2013

MAMy butelkę

Wpis ten można zaliczyć do tych sponsorowanych. Jednak pomimo tego, że dostaliśmy coś za darmo, nie będzie to wpis o samych plusach tegoż produktu.
Więc jeśli ktoś nie ma ochoty, to może przestać czytać.

od MAM dostaliśmy do testów między innymi butelkę.

Baby Bottle 330 ml Circles 

Dokładnie taką.


Chwilę już ją testujemy, więc myślę, że mogę coś o tejże butelce napisać.

Po pierwsze pojemność, na plus oczywiście. 330ml to dużo, nie ma więc strachu, że przyjdzie taki moment w którym butelkę będzie trzeba wymienić na większą :)

Minusem jest podziałka.
Gęsta, mało czytelna, trzeba się naprawdę dobrze przyjrzeć żeby odpowiedniej kreski nie przegapić.
Tak to mniej więcej wygląda. W nocy mam problem, bo ciężko dobrze trafić w odpowiednie miejsce.

Na plus też smoczek, wyprofilowany, fajnie spłaszczony.
Mała bardzo go polubiła. W ogóle lepiej pasują jej butelki z węższym smoczkiem.
Moja miłość do TT bardzo na tym cierpi. :) Czego się jednak nie robi dla dziecka.

Plusem i minusem jest również wzorek. Minus, bo skoncentrowany przy podziałce dodatkowo utrudnia, plus bo nie jest bardzo nachalny i krzyczący.
Skromny i z gustem, to lubię.

Pisząc o smoczku muszę wspomnieć, że zdziwiła mnie dość mała dziurka w "trójce" jak również w tym, do gęstych płynów.
Myślałam, że będzie to problem, jednak spokojnie na "trójce" z Nutritonem Mała ciągnie.
Nie krztusi się, nie zalewa siebie i wszystkiego dookoła.


To tyle z pierwszych wrażeń moich na temat butelki.
Pewnie sobie pierdyliard innych przypomnę po napisaniu tego posta.

A teraz tester prezentuje:

pełne skupienie podczas picia






więcej zdjęć nie będzie





pełen luz gdy brzuch pelny



czwartek, 9 maja 2013

Wielkie gotowanie, słońce...

Już po siódmej buszowałam po kuchni.
Bigosu się mi robić zachciało.
Golonka się została ze świniaka. A ja laik kulinarny nie wiem jak się gtuje golonkę, to bigos na golonce będzie.
Ślubny zadowolony.
 Się teraz ten bigos prychci.



Mała się wprawia w kuchni i bigos ze mną gotuje.
Teraz śpi, się kurczę zmęczyła.

A mnie tylko ogarnięcie domu zostało, wstawienie prania.
Kurtki zimowe Ślubnego. Robocze kurtki zimowe. Będę się modlić, żeby się doprały.


I idziemy z Małą na słońce.
Pogoda idealna.
No, prawie.
Wiem, narzekać po tak długiej zimie nie powinnam, ale....
Właśnie jest to "ale" mnie ta pogoda wykończy.
Te, które chodziły w ciąży latem wiedzą o czym mówię.

Brzydko mówiąc pocę się jak świnia.
I żadne antyperspiranty nie pomagają.
Co z tego, że pod pachami aplikuję sobie bloker skoro cieknie mi z głowy, plesów między piersiami.
Wszędzie dosłownie, wszędzie.
Ale niech juiż lepiej będzie ciepło.
Jakoś wytrzymam.
Na te najgorsze godziny chowam się w domu....

Blogger oszalał.
Nie chce zdjęć dodawać.
Trudno.
Relacja foto innego dnia....





Miłego!


wtorek, 7 maja 2013

Jestem, wróciłam

Choć wolałabym żeby ten weekend trwał i trwał.
Uwielbiam dom po dziadkach, uwielbiam tamtą okolicę.
I te chwile, gdy Małą zajmują się inni, a ja w końcu mogłam się wyspać.



A teraz Mała się obudziła, ja z obiadem w proszku, słonko nieśmiało wychodzi zza chmur.
Zapowiada się dobry dzień.

Gdybym jeszcze tylko miała czas, żeby posprzątać cały ten burdel w garderobie....



Pamiętacie jak marudziłam, że Mała się nie przewraca z pleców na brzuch, albo odwrotnie?

Wspominałam kiedyś.

Teraz będę narzekać, że się przewraca.

Skubana.




Miłego.

środa, 1 maja 2013

Majówecka

I tylko nadzieję mamy, że pogoda dopisze.

Jeszcze tylko mojego pracoholika namówić muszę na wcześniejsze skończenie pracy jutro.
I już.
Możemy ogłosić początek weekendu.

A tymczasem pakuję nas.

Znów.

Tym razem zrobiłam listę.

Rzeczy dla Małej już są.
Teraz my.
Jego koszule, spodnie i buty.
I moje sukienki, bluzeczki, sweterki i inne....

I miliard innych rzeczy.
Albo dwa miliardy.



Miłego weekendu!
I fajnej pogody.

Sobie i wszystkim.