Obserwatorzy

środa, 25 czerwca 2014

Jest moc

Moja moc przrobowa na pełnych obrotach. 22kg truskawek zmęczyłam. Późno w nocy ale są. Z poprzednio włożonymi 3kg mamy niezły zapas. A ja już myślę co jsscz do słoików mogę włożyć. Jak takdalej pójdzie, to prztworów starczy dla półku wojska. Z niecierpliwością czkamna niskie ceny ogórków, pomidorów i fasolki szparagowej żebym mogła zacząć produkcję. Obawiam się, że Ślubny będzie miał problemz zaakceptowaniem ilości słoików, którem musimy kupić.

  Mały się wspina po wszystkim. Jest masakra, bo tylko chodzę za nim i pilnuję żeby głowy nie rozbił. A jeszcze mało, że staje, to zaczyna się puszczać.
Mała psoci na potęgę. Nauczyła się wchodzić na krzesła i kilka razy dzienne ściągam ją nie tylko z krzeseł, ale również ze ze stołów.

Połączenie ciągłych guzów i ząbkowania jest okropne. Wieczorami nie mam sił.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Podwójne święto

Dzień Ojca dziś wszzakże. U nas torównież powód do innego świętowania. Ślubny ma urodziny. Się mu trafiło. Właściwie, to specjalnie świątecznie u nas nie jest. Dzień jak każxy inny.

Truskawki kupiliśmy. Pyszne, słodkie, ekologiczne. 22kg. I żeby się nie popsuły, to muszę je przerobić jak najszybciej. Czyli dziś. Ale sama chciałam. I powiem Wam, w tym roku to i ogórków już wsadziłam 3kg. Tegoroczny plan przetworów na zimę jest ambitny. Bo i ogórki i fasolkę i truskawki i wiśnie, gruszki, porzeczki, śliwki i jabłka. I jagody, nie mogę zapomnieć o jagodach. Własnoręcznie w lesie zebranych.

Wracając do truskawek. Nocka zarwana. Życzę sama sobie powodzenia.

piątek, 20 czerwca 2014

Bezproduktywnie

Nijak nie mogę sklecić nic nadającego się do czytania. Nic nowego. Ciągle to samo. Pogoda do kitu, w domu jak zwykle, sprzątanie i cała reszta. Boże Ciało jak niedziela. Same nudy. No nic, więcej nie piszę.

Miłego.
I do zobacenia jak się coś zadzieje.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dobry dzień

Poniedziałkowy ranek, wietrznie acz słonecznie. I praca od razu idzie lepiej. Z uśmiechem na ustach składam tak ogromną górę prania jak jeszcze nigdy chyba. W między czasie opanowuję płaczącego Małego i znudzoną Małą. Wstawiam pranie. Doprawdy nie wiem, skąd tyle się tych brudnych rzeczy bierze. Nic to, jest dobrze, słonko za oknem świeci, ciśnienie podskoczyło, choć jeszcze boli mnie głowa, to przynajmniej żyję i funkcjonuję normalnie. Mały drzemie. Mała ogląda swoją ukochaną Świnkę Peppę. A ja mam czas na kawę i ciasto. Dziś smakuje najlepiej. Fakt, musi skruszeć. Wyciągam nogi na sofie, choć na chwilę i delektuje się tymi bezcennymi sekundami, gdy nie muszę nic. W tle dolatują mnie odgłosy z zewnątrz i radosne świnek chrumkanie. A ja oddaję się rozmyślaniom. O wszystkim i o niczym, tak po prostu. Kawa wypita, chwila zadumy dobiega końca. Czas wracać z chmur na ziemię. Ganiam za Małą po całym domu i próbuję ją złapać. Gołe i bose nogi trzeba ubrać, ale jest jeszcze ten zapaszek. Kupa. No cóż, odpieluchowanie idzie nam ciężko. Właściwie w ogóle nie idzie. Szykujemy obiad. Wystarczy podgrzać wczorajszy rosół. Szybki spacer. Dzieci do spania. Maly zjada swoją porcję mleka, usypia prawie natychmiast. Mała to inna sprawa. Ale śpi, to najważniejsze.
Teraz najważniejsze, to znaleźć sposób na prlakę. Coś się albo zakało, albo nie wiem co, bo mi kurcze śmierdzą wyprane rzeczy. Odpalony wujek G radzi żeby, puścić pralkę na 90 z octem. A ja się boję, bo co będzie jeśli mi ten ocet rozpierniczy wsio jak wejdsie w reakcję z jakimś składnikiem proszku? No cóż, radzą jeszcze, żeby wyprać samo Ace. Kurczę, bez pralki ani rusz. A kupno kolejniej jakoś niespecjalnie wpoisuje się w nasz budżet na najbliższe miesiące. No cóż, będę walczyć.

Dziwne, bo nawet to nie jest w stanie popsuć mi dziś humoru.
Czuję się tak, jakbym mogła dziś wszystko.
I nic mnie nie przeraża.

Wiem, że przede mną jest dobry czas.

Lecę, pędzę walczyć z pralką.

Miłego dnia!

piątek, 13 czerwca 2014

Piątek


Tygodnia koniec i pooczątek... To pamiętam z dyskotek w podstawówce, gdzie z magnetofonowych głośników wyła ta i jeszcze inne przeboje. Pamiętam też, że nikt nie chciał ze mną tańczyć. Ale nie obchodziło mnie to,bo przecież tańczenie z chłopakiem to był obciach.
Tak mi się jakoś przypomniało.
Dziś piątek, żadna dyskoteka mnie nie cxzka, no chyba, że ząbkujące Maluchy przedstawią nam wieczorem marudzący koncert na dwa głosy.
Doczekać się nie mogę jak w końcu wszystkie zęby im powychodzą i skończy się ta katorga.
Do tego wszystkiego pogoda też się sprzysięgła przeciwko mnie. Znów się małpa wzięła i popsuła. A ze mnie jest meteopata, więc od wczoraj chodzę po ścianach i nie wiem jak się nazywam.
Wszystko w zwolnionym tempie, wszystko jakoś nie tak.

Dobrze, że przynajmniej na książce się nie zawiodłam. "Powrót do Holly Springs" Jan Karon to książka jakiej potrzebowałam. Pełna ciepła opowieść o powrotach i przemijaniu. Napisana tak, że ciężko się oderwać. To jedna z tych książek, która wciąga tak, że zapomina się o wszystkim innym.
"Lato Stiny" to znów ulubiona książka Małej. Dwie krótkie historie o sympatycznej Stinie okraszone są fantastycznymi ilustracjami. Moja Mała każdego wieczora wybiera właśnie tę książkę. I czytamy. I zachwycamy się wspaniałymi ilustracjami. To książka godna polecenia. Choćby ze względu na ilustracje.
Muszę w ogóle powiedzieć, ze uwielbiam Wydawnictwo Zakamarki. Za cudowne, fantastyczne książki dla dzieci. Mała uwielbia każdą, którą mamy, ja też. Za formę, tekst, ilustracje, sposób wydania. To wydawnictwo naprawdę staje na wysokości zadania jeśli chodzi o książki dla dzieci.












A Książkę z dziurą znacie? Gdy ją zamawiałam opis trochę wprowadził mnie w błąd. Miałam trochę inne wyobrażenie tej książki. Ale i tak myślę, że jest fantastyczna! To książka, która pobudza wyobraźnię. A ile mieliśmy radości ze Ślubnym przeglądając ją na chybił-trafił:-)  To pozycja dla starszych dzieci. U Nas wylądowała na półce. I będzie czekać na lepsze czasy.











 Ciasto za mną chodzi. O dziwo nie żadne letnie, z owocami. Tylko takie ciężkie, z kremem. Może miodownik, może jakiś orzechowiec.
Chce mi się słodkiego i już!
A waga w górę. 

Pielęgnację konkretną uważam za rozpoczętą. Zaczęłam od olejowania włosów rycyną i oliwką Hipp-a. Przede mną zamówienie z któregoś internetowego sklepu, tylko przeważnie jestem wieczorem tak padnięta, że nie mam siły skomponować ostatecznej wersji.
Na gwałt potrzebuję kremu do twarzy i czegoś na włosy i dłonie.

A teraz? 
Teraz pędzę myć podłogi, bo Mały się obudził a ja w głębokim lesie.
Miłego dnia!









środa, 11 czerwca 2014

Letnie porządki i chwila dla książki

Upał, przeczekujemy najgorsze godziny w domu. Dzieci śpią. Zasłużone popołudnioowe drzemki. Ja w tym czasie staram się zrobić jak najwięcej. Od rana myję okna. Zostały mi jeszcze dwa. Pachnie świeżością w całym domu. To ta firanka. Dlektuję się chwilą ciszy. Popijam żurawinę. Chyba mi się jakaś mała infekcxja przyplątała. Może uda mi się  choć kilka stron nowej książki przeczytać.
Czytać lubię ja, lubi też Mała, Małego też ciągnie do książek, choć chwilowo w całkiem innym celu, ale ciągnie. I to cieszy! Zawsze wieczorem przed snem czytamy, oglądamy obrazki i cieszymy się z tych chwil ciszy i spokoju. W ciągu dnia również są chwile na książkę. Obowiązkowa, najulubieńsza to 'Lato Stiny' a i resztą moje dziecię nie pogardzi.
Wiecie, że ja z moją pasją do książek i tym, że Maluchy też staram się zarażać uchodzę w rodzinie Ślubnego za taką trochę dziwaczkę, doliczając  jeszcze do tego moją pasję do wypieków i robienie przetworów na zimę to dziwaczka ze mnie niezła:-)
Nie przejmuję się  tym, robię swoje.
Powrót do Holly Springs zapowiada się obiecująco.
Niezbyt mamy imponującą kolekcję książeczek dla Maluchów, ale staram się ją powiększać gdy tylko mogę.
C

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Poniedzałek

Otwieram oczy. Słońce. Bosko myślę, to będzie dobry dzień. Malucy powstawały, zjedliśmy śniadanie i zabrałam się za porzadki. Po wyjazdowym weekendzie ogarniam torby i resztę pierdół. Wstawiam pralkę za pralką, wieszam pranie na zewnątrz i cieszę się, ze w tą pogodę schnie w rekordowym tempie. Obiad. Maluchy śpią. Chwila przerwy, potem posprzątam. Dziś mi ciężko, staram się blokować qszystkie złe myśli i emocje. Do tego jeszcze te dni. Łykam tabletkę, potem drugą. Lepie, ale z tyłu głowy jeszcze kołacze mi się jakiś dziwny stan. Sprzeczki ze Ślubnym nie są do niczego potrzebne, ale czasem inaczej się  nie da. Doprowadza mnie so szaleństwa. Czasem potrzebne mi łzy, tylko jakoś nie chcą lecieć. Czasem najchętniej uciekłabym na koniec świata. Koniec uzalania się. Napiszę post i biorę się za robotę. Aby zdążyć ogarnąć zanim dzieci powstają. Liczę, ze wyszaleją się po dworze i padną jak muchy o ludzkiej porze. Czeka na mnie naprawdę ciekawa książka.
Tylko najpierw muszę wszystko ogarnąć.
Pasowało by też o siebie zadbać. W lustrze patrzy na mnie ktoś starszy niż  piwinien być.Czas przejrzeć sklepy z kosmetykami wschodu. Cudu nie będzie, ale może chociaż trochę pomoże.

Koniec pierdół. Do roboty!

Miłego!

niedziela, 8 czerwca 2014

Leniwie

Siedzę sobie właśnie na tarasie w domu po dziadkach, upajam się fantastyczną pogodą, ciszą i spokojem. Totalny błogostan. Dziećmi zajmują się moi rodzice, a ja mogę delektować sie dobrą herbatą, śpiewem ptaków i świadomością, że ja dziś nie muszę nic robić. Przed nami mnóstwo wrażeń, ale cieszę się ne nie, bo to taki powrót do dzieciństwa. Takie niedziele lubię najbardziej.

wtorek, 3 czerwca 2014

Zwykły dzień.

Pobudka przed siódmą. Mały w łóżeczku larmo podniósł, bo nie potrafił sobie poradzić. Zaczyna nam się wspinać. Trzeba opuścić już jeden poziom. Kokosimy się w łóżku. Raz po raz podciągam go bliżej siebie, tłumaczę, że w końcu zleci jak się będzie tak panoszył. W między czasie Ślubny wychodzi do pracy. Wstaję, robię mleko Małemu. Śpi. Mała też śpi. Ubieram się więc i lecę wstawić pranie. Wyglądam przez okno. Strasznie jest. Dziś znów nie pójdziemy na dwór. Trudno. Najchętniej bym się położyła jeszcze pospać. Jednak nie, skorzystam, że śpią i zrobię coś. Mała wstaje pięć minut przed dziewiątą. Siadamy na nocnik, kilkanaście minut później gonitwa za golasem po domu. W nocniku pusto. Mały wstaje, jemy śniadanko, oglądamy bajkę. A potem codzienne zajęcia, trochę książeczek, inne zabawy. Mały żołnierz na podłodze nie może sobie poradzić, biegnę pomagam. W między czasie wieszam i wstawiam kolejne pranie. Jedenasta. Mały śpi. Małą zajęta jakąś superważną pracą w zabawkach. Coś do siebie opowiada. A tak, książki czyta. Nie przeszkadzam więc. Niech czyta. Szykuję obiad. Jemy. Niedzielny rosół, pyszny mi wyszedł. Zadowolona z siebie jestem :D Mała pojadła. Na nocnik, tylko na dwie sekundy. I znów gonitwa za golasem. Do łóżeczka. Kilkanaście minut. Śpi. Ciężkie ma usypianie. Śpią oboje. Obiad zjedliśmy. Ślubny po przerwie poszedł znów w tą niepogodę. Pomyłam podłogi, ogarnęłam kurze i całą resztę Przerwa. Kubek gorącej herbaty. Książka. I znów wieszam i wstawiam pranie. Wstają. Mały po trzech godzinach, Mała po dwóch. Wyspani, zadowoleni. Mała mleko, Mały obiad. Wsuwają oboje aż miło. Ślubny kończy przed trzecią. Jeszcze coś się tam kręci. Wrócił przemoknięty i zmarznięty, zjada chyba ze 12 pierogów z truskawkami. Palimy w piecu. Ufff, Ślubnemu zimno, to dołożył nieźle, my chcemy się pogotować. Znów zabawa z Maluchami, kokoszenie i inne pierdoły. W między czasie robię farsz do pierogów. Balony. Uwielbiają balony. Odbijamy ja do Ślubnego i odwrotnie. Mały się zaśmiewa, Mała również zadowolona. Kolacja. Jemy wszyscy. Mała po swojemu, siedzi w foteliku i skubie. Mały dostał skórkę chleba. Miętoli. Dobre. Pyszne. Znów balony. I książeczki. Uwielbiają książeczki. Kąpiel. Po kolei. Najpierw Mały. mleko. Teoretycznie powinien zasną, w praktyce płacz. Viburcol, Ibum forte i Dentinox. Usnął. Zęby? Nic nie widać, ale nie wiadomo. Teraz Mała. Myju myju. I wyjść nie chce. Płacz. No tak, niedobra mama z wody wyjęła. Piżamka i dalej zabawy z tatą i mamą. Sprzątam po kolacji. A Mała do snu się nie wybiera. Niech biega, może w końcu się nauczy, że trzeba się położyć w łóżeczku samemu. Nie. Woli książeczki czytać W telewizor patrzyć. Ja robię pierogi. Ślubny śpi. Mała nadal biega. 22.40 usnęła w swoim foteliku. No cóż. Dziś wolałam, żeby obyło się bez płaczu, stękania i innych atrakcji. Przełożyłam do łóżeczka. Skończyłam robić te nieszczęsne pierogi. Jutro tylko je ugotować. I będzie pyszny obiad! Ogarnęłam ten cały wieczorny rozgardiasz. Powiesiłam kolejne pranie. Tak, dziś był stanowczo dzień prania. W oczach piasek. Teraz czas na mamine myju myju. Kilka stron książki i sen. Do kolejnego zwykłego dnia.Dobranoc.