Obserwatorzy

poniedziałek, 31 marca 2014

Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty!

W końcu nastały ciepłe dni.
Jak tam Wasze okna?
Pomyte?

Z dziećmi większą część dnia spędzam na powietrzu.
Dom odstawiony na boczny tor kwiczy i woła o zmiłowanie. I porządki.
Czekam na gorszy pogodowo dzień :)
Bo wieczorne nadganianie mnie wykańcza.

Szykujemy powoli kącik do wypoczynku.
Wygospodarowany w wielkich bólach.
I okupiony wielkimi emocjami. Były i łzy i złość i radość. Cała gama.
Teraz w ciągu dnia i popołudniami ile mogę to robię.
I Ślubny pomaga. Musi. Wszystkiego nie dam rady zrobić sama.

Toczymy też boje.
Z ciężką artylerią.
Aktualnie o meble ogrodowe.
Ślubny chce tymczasowe, plastikowe.
Mnie na samą myśl odrzuca. Walczę o choć trochę lepsze.
Niewiele droższe, a z pewnością o niebo lepiej wyglądające od tych plastikowych.
Męczące jest to jego podejście.
Tak, jakby nie liczył się ani wyglą, ani funkcjonalność.
Argumenty moje nie docierają.

Ciężkie te nasze wojny.
Czasem mam już ich serdecznie dość.


Ponoć kto się czubi, ten się lubi.
Tylko, czy tak można wiecznie?
Nie ważne to jest! Tak już mamy.

Mała wspina się na co może. Czasem gorzej ze schodzeniem.
Pilnujemy jej.
Nie chodzi, biega. Nie raz i nie dwa wyrżnie głową w podłogę.
Płacz. Tulimy, uspokajamy.
Tłumaczymy.
Za chwilę znów.
No cóż, dziecko.

Doczekać się nie mogę letnich dni.
Drzemek na dworze.

I mam nadzieję, że uda się zamontować hamak.
Koniecznie.
Marzy mi się hamak.
Ślubny obiecał, że pomyśli.
Zobaczymy.


Wieczorami padam na nos.

I usypiam w tempie ekspresowym.
Ale to dobrze.
Bo nie ma myśli.
Tych złych. I tych dobrych też.



Miłego!


piątek, 28 marca 2014

Źle ze mną

Oj bardzo źle.
Zakupy mnie nie cieszą.

A dziś było tego sporo.
Ślubny pokornie odnosił kolejne doniczki, worki i inne do samochodu.

A ja po powrocie do domu doszłam do wniosku, że mnie to wszystko mnie nie cieszy.
Potrzebne są te wszystkie donice, ziemie i inne.
Bo chcę w końcu wprowadzić trochę zieleni. W domu i wokół niego.



Oj źle ze mną.
Bardzo źle.
Żeby zakupy nie cieszyły?


środa, 26 marca 2014

Złośliwość rzeczy martwych! I o ogrodzie kilka słów.

Internet nasz domowy zawsze chodził wolno.
Cóż mieszkając na wsi trzeba sie liczyć z jego powolnoścą.
Żadne tam LTE.
Cieszę się, że w ogóle chodzi.

Jednak ostatnio się wściekł.
I jego prędkość była wręcz zabójcza.

Ale jakoś mi się udało.

I już są dostępne listy sprzątaniowe do pobrania.
W TYM poście pisałam o tych moich listach. To było po tym, jak w TYM poście przyznałam się do kilku grzechów :)

Mam nadzieję że się przydadzą.

Można je pobrać w zakładce "do pobrania" lub klikając w TEN link.

Żaden ze mnie grafik komputerowy. Listy są więc w bardzo minimalistycznej formie.

Mnie ich design się tam jednak podoba.
 
Dajcie znać, co Wy myślicie :)


Zaczęłam też porządki miejsca dla mnie i Maluchów.
Musimy mieć coś odgrodzone, bo inaczej Mała w końcu wyląduje na ulicy. Spiernicza tak, że ledwo daję radę za nią ganiać.
Czeka mnie odwalanie kupy śmieci i innych rupieci. Do tego jeszcze zrobienie ogrodzenia i jakiegoś tarasu. Opornie to idzie, bo Mały nie daje za bardzo popracować. Poza tym ciężkie są niektóre elementy! I złośliwe, bo nie chcą ze mną współpracować. No nie chcą i już! A mnie to wkurza. I po pół godziny jestem zmachana, spocona i sapiąca jak licho. Więc pół godziny roboty i trzy godziny dochodzenia do siebie w domu. 
Co by się nie załatwić na amen.
Coś ciężko to widzę wszystko :)
Ale dam radę, muszę dać!


Ślubny nie ma czasu, więc pewnie będę to musiała zrobić sama.
Materiału pod dostatkiem, ciekawe tylko co to mi z tego wyjdzie.

Na dzień dzisiejszy bardziej zajmuje mnie wybieranie dodatków niż konkretne prace :)

Bo już w głowie mam efekt końcowy :)

Miłego!

wtorek, 25 marca 2014

Jest nadzieja i pobieramy.

Jak tam Wasze okna?
Nadal czekają na zmiłowanie, czy już lśnią czystością?

Słońce wyszło u Nas.
Nieśmiało tak, ale wygląda zza chmur :)
Jest nadzieja na wiosnę!
I to duża nadzieja!
Przydało by się, bo wystarczy tego zimna!

Szaleństwa z moimi dziećmi czasem dostaję w domu.
Im tez już się chce tego ciepła, słońca i hasania po powietrzu.
Dobra, Mała hasa, Mały do tej pory tylko leżał i przeważnie drzemał na zewnątrz. Ostatnio zauważam, że chce coraz bardziej świat oglądać.
Cieplej się zrobi, będzie trzeba spacerówkę przełożyć.


Dziś domowy internet wystawia moją cierpliwość na ciężką próbę.
Chodzi jak krew z nosa. Mogę coś zrobić w czasie, w którym ładuje mi się jakakolwiek strona.
Grrrrr.............


Gotowe są też już listy sprzątaniowe.
Choć nie mogę ich udostępnić z powodu prędkości internetu.
Będę próbować do upadłego.

W zakładce 'do pobrania' szukajcie linku. Tam też znajdziecie tabelę wydatków. Ale o tym już wkrótce!


Wy czekajcie na aktywny link, a ja wracam do walki z garderobą.
W końcu mam do niej serce.
I choć robota idzie pomału, to jest dobrze :)


Miłego!

poniedziałek, 24 marca 2014

Czyste okna bez nerwów.

Dziś szaro, buro i ponuro za oknem. Deszczyk siąpi, popaduje. Nijak nie nastraja to do niczego.
Drugi dzień snujemy się jak duchy po domu.
Bardzo staram się robić też to, co zrobić muszę. Choć ciężko to idzie. Dzieciaki domagają się uwagi jak nigdy.

Dziś mam dla Was sposób na bezstresowe mycie okien.
Bo ileż to razy się złościłyście na te mazy, zacieki i ogólną niemoc w myciu okien?
Ja bardzo, bardzo dużo.

A przecież czyste okna i firanki to wizytówka naszego domu!



Więc do dzieła!

Będziemy potrzebować:

Do mycia okien:
  • dwa wiaderka lub miski
  • miękkie ściereczki
  • spryskiwacz do kwiatów lub po jakimś płynie. Ważne żeby psikało :)
  • 2-3 ściereczki z mikrofibry
  • ręcznik papierowy
  • ciepła woda
  • płyn do naczyń
  • ocet
 Do uprania firanek:
  • proszek do prania
  • rożek do firanek chodzi mi o coś  takiego  albo podobnego
  • płyn do płukania ja polecam E Perfume Style Love, mój ulubiony zapach, cudowny,idealny do firanek, pościeli i innych.
 Zaczynamy od wstawienia firanek:
  1. Do proszku wsypujemy dodatkowo rożek do firanek.
  2. Wlewamy płyn do płukania 
  3. Nastawiamy odpowiedni program

 Teraz zabieramy się za okno:
  1.  Do wiaderek lub misek wlewamy dość ciepłą wodę. Do jednego pojemnika dodajemy płyn do naczyń. W spryskiwaczu mieszamy pół na pół ocet z wodą.
  2. Miękką ściereczką namoczoną w wodzie z płynem myjemy szyby, ramy itp. Jak zwykle myjecie. Lecimy wszystko z jednej i z drugiej strony.
  3. Czystą ściereczką namoczoną w czystej wodzie wycieramy ten płyn z szyb, ram itp. Ważne, żeby zrobić to w miarę dokładnie. Najważniejsze, aby na szybach nie było śladu płynu do naczyń.
  4. Ręcznikiem papierowym wycieramy ramy wewnątrz, z zewnątrz, w środku, generalnie wszędzie.
  5. Teraz bierzemy psikacz i ściereczkę z mikrofibry. Psikamy woda z octem po szybie i wycieramy ściereczką z mikrofibry. Jak się ścierka za mocno zmoczy, to można ją wymienić na suchą, albo przecierać tą ściereczką na mokro, a drugą na sucho. To już jak kto woli.
  6. Wieszamy upraną firankę
  7. Cieszymy się czystym oknem i upraną firanką :)
Może się to wydaje skomplikowane. Ale tak na prawdę nie jest. W 1,5 godziny umyłam 4 okna. W tym jedno duże, balkonowe.

Polecam wszystkim do wypróbowania!


Miłego!
Mycia okien też!

niedziela, 23 marca 2014

Paskudna niedziela.

Cudowną mieliśmy sobotę.

I choć moje plany wzięły i poszły w siną dal, to i tak jestem zadowolona.

Prawie cały dzień spędziliśmy na zewnątrz, więc mycie drugiej połowy okien odłożyłam.

Zadowolona jestem, bo nagotowałam 10 litrów fasolki po bretońsku.
Miałam 2 kg fasoli, więc wyszło jak wyszło. Zamrożę. I będzie na czarną godzinę, lub na moją niemoc kulinarną.

No i sernik zrobiłam.
Prawie idealny mi wyszedł.
Gdybym jeszcze trochę więcej czasu poświęciła serowi byłoby super.

A dziś gnuśniejemy w domu.
Paskudnie szaro, buro i ponuro za oknem.
Deszcz siąpi.
Nic się nie chce.

Dzieci szału dostają.

Ale nie narzekamy.

Wymyślamy coraz to nowe zabawy i jakoś to jest.

Żyjemy nadzieją że jutro będzie lepiej.



Miłej niedzieli!

piątek, 21 marca 2014

Wioooosna.

W końcu.
Cudnie za oknem. I choć nadal wieje, to i tak o niebo lepiej niż było.
Spacerek za nami.
Mała z katarem, Małemu też coś tam z noska czasem poleci, ale spacerujemy.
Niedużó, troszkę tylko.
Ale w taką pogodę gdy ciepło aż parzy przez okienne szyby to grzech nie wyjść.

Kilkanaście minut na powietrzu i już Mały śpi całe popołudnie.
Małej również dobrze służą spacery. Wszak lepiej jej się śpi jak się wybiega po podwórku.


I ode mnie jakby ta nienoc odeszła.
Jeszcze przedwczoraj pisałam o tym, że nic mi się nie chce.
A dziś umyłam wszystkie okna.
Bezstresowo, bez męczarni i wykorzystywania tony ręczników papierowych.
Jak? Ano w końcu znalazłam sposób na cudne, bezproblemowe mycie okien. Chcecie przeczytać? 

Jedna firanka wisi, reszta się pierze.
W domu cudownie pachnie płynem do płukania.
Na wieczór randka z żelazkiem i przynajmniej część porządków w garderobie zaplanowane.
Lista wiosennych porządków również.
Sprzątaniowe listy do pobrania też są gotowe. No, prawie. Potrzebują ostatnich szlifów.

A ja mam w głowie kolejne plany.

Jakoś tak mi lepiej.

Wiosennie.


Wracam do mycia podłóg.

Miłego!

środa, 19 marca 2014

Gdzie jest wiosna?

Widzicie to, co za oknem?

ODDAJCIE WIOSNĘ!!!!

Kompletnie nie nastraja do czegokolwiek.

Do tego chore Maluchy również.

I Nas też jakby coś rozkładało.

Ale nie narzekam na to.
Jest nieźle.
Całkiem nieźle.


Chodziłam ostatnio nabuzowana emocjami.
Przez okres.,
Na szczęście się pojawił.

I się kurka ucieszyłam.
Nie to, że  nie chcielibyśmy jeszcze jednego dziecka, ale nie teraz.
Kompletnie nie teraz.
Za 2-3 lata.
Jak Maluchy odrosną, jak się odkujemy finansowo.
Dopiero.


I przez ten okres i pogodę chodzę jak smród po gaciach!
Bezproduktywnie.


W drodze jest Peg Perego Si.
Dziadkowie sprezentują Małej.

Będzie wielkie testowanie !



A teraz idę odegnać jakoś moją niemoc.
I zabrać się choć za bieżące porządki!




Miłego!




poniedziałek, 17 marca 2014

4.00

Dokładnie o tej godzinie dzieci nasze postanowiły, że więcej spać nie będą.
Znaczy Mała postanowiła, bo Mały to jak zwykle na mleko sie obudził i po pół godzinie znów poszedł spać, na krótko, ale jednak.

Katar Małą męczy. I kaszel. BO płynie po tylnej ścianie gardła katar. I męczy.
W ruch poszły syropki, psikania i inne.

A żeby było jeszcze weselej Mały ma zapalenie oskrzeli.

Na szczęście w miarę znośnie to wszystko przechodzą. Nie dają popalić bardziej niż zwykle.

Mała jak padła o 9-tej, wstała po 11. Teraz wojuje u babci.
Mały z kolei do 12-tej prawie wojował. Teraz śpi.

Obiad się gotuje.
Miałam nie gotować, dla nas by wystarczyło. Ale przyjechał szkoleniowiec do maszyny i będzie mało. 


Nastawiłam się na walkę z garderobą od rana.
To przyjechał ten szkoleniowiec, to Mały po krótkiej porannej drzemce wojował.
Generalnie to mi się odechciało, ale spinam dupkę i ruszam do roboty.
Cała kupa przede mną.
A obiecywałam sobie, że będę prasować na bieżąco.
Obiecywałam. I co? I jajco, można by rzec.


A jeszcze żeby było wesoło i kolorowo od poniedziałku, to na zewnątrz głowę chce urwać, albo łeb upier*** zależy jak kto woli.

No i okres mi się spóźnia.
To tak jako wisienka na torcie.
Wesoło jak ja pier***



Miłego!

piątek, 14 marca 2014

Zdjęcia.

Miał być 'piątkowy pomysł na..' ale są zdjęcia ze chrztu.
Bo odebraliśmy.
Nijak nie mogę się zdecydować, które jest moje ulubione.
Wszystkie mi się podobają.
Dla Was kilka wybranych.
Miłego oglądania!
















wtorek, 11 marca 2014

O niesłowności, odpowiadam i trochę do śmiechu.

via

 Wiecie co mnie wkurza u ludzi.
Niesłowność.
O tacy na przykład instalatorzy.
Mieli być dziś od rana. Jest grubo po południu a ich jeszcze nie ma.
Zadzwoniłam do tego koordynatora, czy jak się on tam zwie i go normalnie ochrzaniłam.
Ja pierniczę ależ się tłumaczył.
Jak nie przyjadą za pół godziny, dzwonię znów i opierdzielam równo.
Wszystkie plany musimy pozmieniać, MASAKRA!
Chodzę od rana  i mam ochotę ich wszystkich podusić. Normalnie.
Przyjadą na spanie chyba.
No !#$%^*&#@#$^*#




Ale co by za bardzo nie zrzędzić napiszę coś do śmiechu.
Przynajmniej dla mnie było śmieszne.

via
Weszłam ja sobie ostatnio w statystykę a tam w miejscu, gdzie wyświetlają się słowa kluczowe ktosie jakieś trafiły na mojego bloga wpisując takie hasło w wyszukiwarce "2 letnie dziecko ssie smoczka"

Uśmiałam się szczerze. Naprawdę.

A ile ja mam spamu. No szok! Masakra. Dobrze, że mi komentarzy nie zalewa.

Lux mnie wyzwała, więc odpowiadam.

1. czy jestes zadowolona ze swojego imienia?  Niekoniecznie, jednak nie narzekam.
2. ulubiony kwiat? maciejka latem, orchidea zimą.
3. wymarzony cel podrozy i dlaczego właśnie tam? Indie. Za kulturę, kolory, różnorodność i za kaszmir.
4. Chodakowska czy Wellman? Zdecydowanie ta druga. Za jej podejście do życia, rozum i ja kurczę kobitę po prostu lubię!
5.jakie sa Twoje ulubione perfumy? Amor amor Cacharel i Halle by Halle Bery. Na równi, nie mogę się zdecydować.
6.Co robisz chetniej- gotujesz? czy pieczesz? Jedno i drugie. Uwielbiam gotować, wypieki też lubię. Nienawidzę jednak sprzątać.



via

To teraz wypadało by kogoś nominować. Lux mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale Twoje pytania tak mi się podobają, że przekazuję je dalej, dokładając trochę moich.


1. czy jesteś zadowolona ze swojego imienia? 
2. ulubiony kwiat?
3. wymarzony cel podroży i dlaczego właśnie tam?
4. Chodakowska czy Wellman?
5.jakie są Twoje ulubione perfumy?
6.Co robisz chętniej- gotujesz? czy pieczesz?
7. Ulubiona potrawa?
8. Jakie jest Twoje życie? W Trzech słowach. 
9. Gdybyś mogła cofnąć się o pięć lat, to co by się zmieniło?
10. Planujesz kolejne dziecko? Tak, nie? Dlaczego?



I wywołuję do odpowiedzi: Myskę, Mamę NieIdealną, Ja i moje urwisy, JagnisiaM i może jeszcze Lili.


O i tyle!

Miłego!

poniedziałek, 10 marca 2014

Projekt GARDEROBA

Generalnie, to moja garderoba na dzień dzisiejszy wygląda tak, jak na poniższych zdjęciach.





Masakra, prawda?
Nijak nie mam na nią pomysłu.
I za każdym razem jak próbuję jakoś okiełznać ten chaos, to przegrywam.
Brakuje mi przede wszystkim wieszaków i półek. Tak, półek przede wszystkim.
Nie mamy zabudowy. I nie będziemy mieć jeszcze długo, długo.
Wszelkie półśrodki typu tymczasowa szafa odpadają, mamy jedną więcej nie wejdzie, bo pomieszczenie jest z dużym skosem. Potrzebna typowa zabudowa.
Podobają mi się przeróżne Ikeowe rozwiązania do przechowywania. Mają fajne pomysły na pudełka itp.
Ale sprawa jest prosta i można ją podzielić na dwa punkty, po pierwsze nie mamy kasy na zakup wystarczającej liczby pudełek, po drugie nie wiem, czy to zda u nas egzamin.
Podobnie ze wszelkimi dostępnymi na allegro pudełkami i innymi do przechowywania.
Boję się, że wydam spore pieniądze na jakiś szajs, muszę dodać, że pieniądze których na dzień dzisiejszy nie mam.

Nie piszę tego po to, żebyście się nade mną użalali, albo ganili za to co piszę i mówili, że inni też kasy nie mają. Kompletnie nie o to mi chodzi.


Napisałam tego posta, bo po pierwsze chcę się zmobilizować i w końcu ogarnąć ten chaos, a po drugie mam nadzieję, że może macie jakieś tanie patenty na przechowywanie.


To tak na koniec z pokorą przyjmę wszelkie możliwe kopy w tyłek, słowa nagany na doprowadzenie do takiego stanu, bo należą mi się, no i pomysły co zrobić, żeby to w końcu jako tako wyglądało.


Za poprawę tego stanu zabiorę się pewnie w okolicach piątku-soboty.
Bo jak na razie, to inne plany w głowie.
Instalację maszyny mieć będziemy. Dziś, góra jutro panowie przychodzą.
A ja odkąd przywieźli toto na plac mam niezły rozstrój żołądka. Bo jak przyjechała maszyna na plac, to uświadomiłam sobie, że to wszystko jest realne, nasze długi, rozwój firmy, wszystko.
I jakoś ciężko mi dojść do ładu i składu z tym wszystkim i ze sobą.
Ale jakoś się to wszystko ustabilizuje. Jak tylko pogodzę się z kwotą, którą Ślubny wydał na zakup tej maszyny i z czasem w którym chce te pożyczone pieniądze oddać.

A teraz wracam do innych różnych rzeczy.

Miłego!

piątek, 7 marca 2014

Piątkowy pomysł na: OCET.

Startuję z nową serią postów.

'Piątkowy pomysł na' to pomysły na dom, sprzątanie, przechowywanie itp.
Jeden warunek sobie postawiłam, stawiam tylko na to, co sprawdziłam i co polubiłam :)


via
A teraz nasz dzisiejszy bohater. Ocet.
Pierwsze co do głowy przychodzi to specyficzny zapaszek. Potem w głowie pojawiają się wszelkie marynowane warzywa.
Mnie ocet kojarzy się też z zimnymi nóżkami. Tato mój bardzo lubi galaretę z octem.
 

Jednak zastosowań octu jest więcej.
W domowym sprzątaniu powoli staje się moim codziennym ulubionym środkiem.
Bo bezpieczny. Bo nawet jak Mała się napije, to nic jej nie będzie, nie to co z innymi, tymi bardziej chemicznymi, których również używam, ale wtedy, gdy Małej nie ma. Choć od Nich odchodzę. Szczególnie, gdy ostatnio obejrzałam reportaż o chłopcu, który się napił jakiegoś środka i cud teraz, że w ogóle żyje.
A ponadto ocet jak kilka innych środków spożywczych jest EKO. 
Nie musi być jakiś wymyślny, najlepszy jest spirytusowy. Ja kupuję najtańszy jaki jest, w plastikowej butelce.


A oto do czego ja używam octu. Poznaję się z tym środkiem, więc i zastosowań w moim domu tegoż specyfiku jest stosunkowo mało. Ale to wszystko jeśli chodzi o zastosowanie octu. Ja na razie!.

1.Dezynfekcja. Lodówka, piekarnik, blaty kuchenne.Usuwa pleśń. Najczęściej nalewam odrobinę na gąbkę i przecieram te miejsca, które według mnie wymagają dezynfekcji. Czasem rozrabiam z wodą 1:1, gdy nie chcę tak silnego zapachu octu.

2.Odkamieniacz.  
  • Kamień w czajniku to nie problem. I mało istotne jaki mamy rodzaj czajnika, czy taki zwykły, co się stawia na gazie, czy elektryczny. Zasada jest ta sama. Wlewa my butelkę octu do takiego czajnika i doprowadzamy do zagotowania się specyfiku. Trzeba tylko pamiętać aby zatkać wszelkie otwory, bo śmierdzi niemiłosiernie. Zostawiamy ten zagotowany ocet do wystygnięcia, a najlepiej na całą noc, rano wylewamy i w razie konieczności cały proceder powtarzamy. Trzeba pamiętać o dwóch sprawach, po pierwsze ocet może nie poradzić sobie z mega kamieniem od razu, po drugie po wylaniu octu trzeba w czajniku zagotować nawet kilkakrotnie zwykłą wodę, którą potem wylewamy.
  • Ocet radzi sobie również z kamieniem w łazience. A ja się biedna i głupia! tyle czasu męczyłam z różnego rodzaju drogimi środkami.Tak też pozbyłam się kamienia przy baterii umywalkowej. Nasączonymi octem wacikami obłożyłam miejsce, które chciałam doczyścić i zostawiłam na kilka godzin. Potem wystarczyło lekko przetrzeć i cały brud znikł!
  • No i oczywiście do czyszczenia pralki najlepszy. Mniej więcej raz w miesiącu wlewam butelkę octu do pojemnika na proszek i nastawiam zwykłe pranie. Bez ubrań oczywiście. Potem puszczam jeszcze najkrótszy cykl bez niczego aby pozbyć się zapachu i już! rury przeczyszczone, nie martwię się o żadne osady.

3. Czyściciel.  Łazienka, kuchnia, płytki czy armatura. Nasączoną szmatką przecieram to miejsce, które chcę doczyścić. O na ten przykład fugi w kabinie prysznicowej, albo zlew w kuchni.
Ocet jest też idealny do płytek, roztworem octu w proporcjach 1:1 przecieram ciąg płytek w kuchni, dodaję również ocet do mycia płytek podłogowych. Nie nadaje się jednak do podłogi drewnianej. Silnie odbarwia! Wiem, sprawdziłam, mam plamy na takiej podłodze. Od octu właśnie. Doskonały również do czyszczenia piekarnika. Wraz z sodą oczyszczoną i cytryną dają radę, bez chemii i obaw, że coś niezbyt przyjemnego trafi do jedzenia.

4. Przeciwłupieżowo. Tak, śmiejcie się, ale to naprawdę działa! Łupież to nic innego jak infekcja grzybicza na skórze głowy, ocet sobie z nią naprawdę radzi. Przetestowałam już mnóstwo szamponów na łupież, drogeryjnych i aptecznych. Żaden nie działał. Szukając jakiegoś pomysłu na mój problem natknęłam się na informację o zastosowaniu octu. Do szklanki letnie wody dodaję 2-3 łyżko octu i taką 'zalewą' robię ostatnie płukanie po umyciu głowy. Jestem po kilku zastosowaniach, jeszcze zbyt szybko aby mówić o spektakularnych efektach, ale jest lepiej! Wiem, że na to potrzeba czasu aby zobaczyć jakiś konkretny efekt, ale już po pierwszym użyciu czułam różnicę.

Zastosowań octu jest wiele, można dodawać go do mycia okien, wybielania, usuwa wszelkiego rodzaju osady.

Można wymieniać i wymieniać, każdy znajdzie coś dla siebie.

Jego największą zaletą jest bezsprzecznie cena. I dostępność.
Więc koniec z szukaniem cudownych środków na doczyszczenie kuchni, czy łazienki.
Zaglądamy w te pędy do szafek, wyciągamy butelkę z octem i do dzieła!
Jak już pogodzicie się z zapachem, to przekonacie się, że on NAPRAWDĘ Działa. 

Cuda, Panie, cuda :)


Miłego!
Sprzątania też :)



wtorek, 4 marca 2014

O sprzątaniowych listach.

via

tym poście pisałam Wam o moim sprzątaniu. I o zasadach.



Teraz napiszę o moich listach do sprzątania.







Generalnie było tak, że myślałam, że sprzątanie to żadna filozofia. Z tej Pani co w szpilkach lata z mopem to się śmiałam.
Wychodziłam z założenia, że codzienne sprzątanie to tak hop siup i już. Myślałam, że kilka minut wystarczy aby dom lśnił czystością niczym z reklamy TV.  ZAWSZE kończyło się to tak, że albo nie sprzątałam w ogóle, albo chciałam zrobić wszystko na raz. Co najpierw z maleńkim dzieckiem, a potem z trochę większym dzieckiem i w ciąży było praktycznie niewykonalne.

Chciałam coś zmienić.

Najpierw więc założyłam zeszyt.
Potem w zeszycie każda kartka dostała osobny nagłówek: codziennie, co drugi dzień, raz w tygodniu, raz w miesiącu, kilka razy w roku.
Potem zaczęłam przechadzać się od pomieszczenia, do pomieszczenia w domu i spisywałam każdą rzecz, którą trzeba zrobić. Dosłownie wszystko, nie patrząc na to, czy się powtarza, czy też nie. Każdą, nawet najmniejszą pierdołę.
Potem tą spisaną litanię zaczęłam dzielić.
Dzieliłam z głową, myślałam dużo, wykreślałam, przepisywałam, kombinowałam, cudowałam. Ufff, niczym orka na ugorze. Dlaczego? Ano dlatego, że chciałam sprzątać każdego dnia nie dłużej niż 35min.

Na każdej z moich list znalazły się inne czynności i tak: codziennie między innymi zamiatam i zmywam podłogi, wycieram kurze, ścielę łózko, ogarniam codzienny nieład, sprzątam zabawki Małej(to nawet i pierdyliard razy dziennie), co drugi dzień zapuszczam Domestos do WC i ogarniam łazienkę, czyszczę płytę indu i przecieram blaty octem, raz w tygodniu omiatam pajęczyny, wymiatam kurz spod łóżka, czyszczę prysznic, umywalkę i puszczam robaczki do kibelka, raz w tygodniu robię też przegląd lodówki, ogarniam szafki w kuchni, szafy i komody z ubraniami, zamiatam i myję podłogi na piętrze i schody,ufff.... lista jest spora. Raz w miesiącu piorę firanki, przecieram z kurzu żyrandole, puszczam zmywarkę z płynem do czyszczenia, i czyszczę ją zewnętrznie, puszczam pranie z octem, aby przeczyścić rury, przecieram lodówkę wewnątrz, robię przegląd szafek w kuchni, szaf i komód, przecieram z kurzu drzwi. Kilka razy w roku myję okna, rozmrażam lodówkę wycieram z kurzu górny ciąg szafek w kuchni, szoruję dokładnie piekarnik, myję kosz na śmieci.


Pobieżnie to bardzo napisałam. Tak, aby Wam naświetlić co mniej więcej robię.
Dokładne listy będą, owszem, nawet do ściągnięcia w formacie PDF. W późniejszym czasie. Gdyż ponieważ najsampierw muszę je zrobić. Moje obecne są na kartkach w zeszycie niemiłosiernie pokreślone. Czasem aż samej mi trudno rozczytać.


Ale zawsze będę powtarzać, że taką listę do sprzątania każdy musi sobie napisać sam. Dostosować do potrzeb własnego, osobistego domu.

Najważniejsze jednak jest to, żeby ze sprzątania czerpać radość.
Jakkolwiek absurdalnie to brzmi. Z mojego doświadczenia wiem, że gdy robi się coś z przyjemnością, to szybciej i sprawniej to idzie. Choć to już temat na osobną notkę. Tak, jak na osobną notkę zasługują pomocnicy i ułatwiacze sprzątania. Bo z takowych również korzystam.

Miłego!
Sprzątania też!

Stan umysłu.

Czasem obawiam się o stan mojego umysłu.
Siedząc w domu, z dziećmi chyba dziczeję. I dziwaczeję.

Wolę powyciągne swetry i babcine koszule od koronkowych koszulek nocnych, sukienek i mocnego makijażu.
Włosy me o pomstę do nieba wołają, stan cery również.

Ale ja nie o tym. O umyśle miało być.

Do celu więc.

Chodzę dziś od samego rana i nucę "chwalcie łąki umaaaaaajoooone, góryyyyy, dooooliny zieloooone....."
A, że śpiewak ze mnie taki jak z koziej... to moje nucenie przypomina bardziej świnię na rzeź prowadzoną.

Ślubny tylko z politowaniem kiwa głową.

Nawet litościwy dla mojego śpiewu Mały patrzy spod byka.

A ja odkąd tylko wstałam "chwaaaalcie łąąąki umaaaaajoooone, góryyyyy dooolinyyy zielooone, chwaaaalcie cienisteeeeee gaikiiiii...."

I razem!
"....źródła i kręęte struuuumyki...... chwaaaalcie cienisteee gaikii, źródła i kręęęęte struuumyyykii...."



Tak, z moim umysłem jest wszytko ok. W miarę. Chyba.


I choć pogoda za oknem nie dopisuje, rozpoczęłam akcję "wiosenne porządki"


Miłego!

poniedziałek, 3 marca 2014

O! I już.

Nareszcie, skończył się ten pokręcony tydzień.

Ale zanim cokolwiek napiszę muszę zaznaczyć, że się znieczuliłam winem, więc różnie to może być z formą tego posta.

Generalnie odkąd urodziłam dzieci, to niewiele mi potrzeba, aby mieć w głowie helikopter.  Kieliszek, dwa i już, mam fazę. Mniejszą, lub większą, ale mam.

Po tym tygodniu, który już za nami mam prawo się znieczulić. Dał mi popalić. Konkretnie.

Mała zapadła na trzydniówkę. Jeden dzień z temperaturą 37.5, myślę jak nic dalej czwórki dają popalić. Na kolejny miała 37.8. I to już mi się nie podobało, no to w samochód i jedziemy. Lekarz mówi, że generalnie na trzydniówkę to to nie wygląda, nic tu się nie dzieje, generalnie poza zaczerwienionym lekko gardłem jest ok. Mała na kolejny dzień dostała wysypki. Ok, trzydniówka za nami. Czwórki nadal dają popalić, czasem muszę jej zapodać przeciwbólowy, bo inaczej nie da rady wytrzymać. Tak stęczy, jęczy i co tylko.

Mała skończy, Mały zacznie ząbkować. Prze*srane jak nic.

DO tego stękający Mały i jego wieczne problemy z kupą. Po przetestowaniu innego środka musieliśmy wrócić do laktulozy. Sprawdzone. Działa. Mały wali kupsko jak należy. Jest ok.

O rozszerzaniu diety pisać nie będę. Zrelaksowałam się, tak? Napiszę tylko MASAKRA!

No i chyba najważniejszym powodem, dla którego się dziś relaksuję jest Ślubny.

Nie, w sumie ja się nie relaksuję, ja się kurna znieczuliłam. NA tyle, że zastanawiam się jak ja po schodach zejdę. I kto się w nocy dziećmi zajmie jak trzeba będzie wstać.

Ale o czym to ja.
A tak, Ślubny.

W*urwia mnie on jak nie wiem co.
Nie możemy się dogadać jak nigdy.
Kryzys jakiś, czy co?
Masakra.
Mówię Wam, na dzień dzisiejszy jedyne dobre, co mnie spotkało odkąd z nim jestem, to dzieci.
Moje zdanie się zmieni, jak mi przejdą na niego nerwy.

Choć czasem mam ochotę zabrać dzieci i wyprowadzić się w cholerę. Do rodziców.

A może to wino przeze mnie przemawia? E, nie ważne.


A, post o listach gotowy. Pojawi się jutro. Też tak o tej godzinie. Nastawiłam automatyczne opublikowanie.
W głowie mam kilka innych pomysłów na posty. Kilka juz nawet w pierwszych wersjach czekają do poprawienia. I publikacji.
Chcecie przeczytać o organizowaniu domowego budżetu i spisywaniu wydatków, tudzież o mojej liście do spisywania wszelkich wydatków? Jak chcecie, to mogę napisać. I listę w PDF też udostępnić. Bo sobie takową zrobiłam. O!

A i tak na koniec do śmiechu. Zarwałam deskę WC. No kurna za gruba jestem. Jak siadłam któregoś dnia, to się franca wzięła i zarwała. I teraz mamy taką nowoczesną, z dziurą. A Mała w kiblu topi zabawki. Dziś utopiła nawet książeczkę. Tą, co jej za bardzo nie lubiła.
Se kurna zabawę znalazła.

Na moje usprawiedliwienie. Deska była już lekko pęknięta.

Uff.
Tyle na dziś.
Czas się położyć.
Wino się skończyło.

Miłego!