Obserwatorzy

środa, 11 grudnia 2013

Grudzień, Święta, Ksawery i inne

O Ksawerym, pisali i mówili już chyba wszyscy.
My jakoś przeżyliśmy.
Nie było najgorzej.

Ślubny spędził kilka dni w domu, a ja miałam lżej.

Wieczory były magiczne. Przy świecach, winku i czymkolwiek w tv.
Mała gdy tylko coś ją zainteresowało robiła tak, tu akurat nie wiedzieć czemu oglądała relację z Ukrainy.

Mały natomiast do wszystkiego podchodził ze stoickim spokojem. Po prostu wsio miał w d

A my, my czas spędzaliśmy wśród pieczonych jabłek z bakaliami, orzechów włoskich, które pół wieczoru obierałam, Lemon Cini w kieliszku i jako tako interesujących filmów w tv.


Święta za pasem można powiedzieć, a ja powoli sobie szykuję wszystko.
Lista Świątecznych obowiązków zrobiona, każdego dnia wykreślam kolejną pozycję.
Brakuje mi jeszcze tylko poduszek na sofę i jakiegoś świątecznego obrusu.
Dekoracje Świąteczne też powoli się pojawiają.
Może nie są one jakieś specjalnie wymyślne, może nie są piękne, cudowne i w ogóle, mój talent nie jest jakiś nie wiadomo jaki.
Ale są moje, mi się podobają i co najważniejsze z dumą się mogę pochwalić, że zrobiłam je sama. Nie poszłam na łatwiznę.
W świetle dziennym mój skromy stroik stołowy. Wieczorami światełko zapewniają lampki na baterie kupione w tanim sklepie za kilka zł :)




Brakuje mi jeszcze tylko kilku bombek do wazonu przy telewizorze. Kilku bombek i kolejnego sznura lampek na baterie :)


Jednak ten okres przedświąteczny pomimo całego zgiełku, sprzątania, strojenia domu jest czasem zadumy i takiego przemyślenia.
Przy adwentowej spowiedzi trafiłam na bardzo mądrego księdza. Zrugał mnie odpowiednio. A ja, ja po raz pierwszy odkąd pamiętam wstydziłam się przy spowiedzi. Wstydziłam się swoich grzechów, postępowania i tego, jak to wszystko jest. Po raz pierwszy poczułam, że nie jestem tylko kolejną osoba nad którą trzeba wyrecytować modlitwę i zadać pokutę, tylko jestem kimś, kto zainteresował księdza. Tylko fakt, że widzi mnie mąż i pół okolicy powstrzymał mnie od zalania się łzami przy tym konfesjonale.
I zaczęłam się naprawdę zastanawiać. Nad sobą, nad moim życiem.

Już wiem, że tenże ksiądz odmienił moje życie, wiem już, że to co mnie spotyka to taki mój krzyż.

Nadal mam żal do rodziców, nadal chciałabym im kilka gorzkich słów powiedzieć, tylko wiem już, że nie warto.

Mała się nam rozchodziła, śmiga po całym domu, a ja jakoś przywyknąć nie mogę.
Co rusz to ma jakiegoś nowego guza. A to na czole, a to rączka przyciśnięta, a to ząbkami warga przygryziona.
Nic strasznego, ale co się spłacze to jej.
Ot, taki nasz mały roztrzepaniec.

A Mały, Mały rośnie, coraz większy, cięższy i w ogóle coraz bardziej taki nasz. Nie tylko noworodek naprzemiennie śpiący, sikający i jedzący.
Teraz są też uśmiechy, strojenie minek, podnoszenie główki i już nasz kawaler przypomina bardziej człowieczka a nie takiego dzidziusia.
 Nie możemy się doczekać kiedy zacznie raczkować, stawiać pierwsze kroki, mówić pierwsze słówka.


Ten zimowy czas jak nigdy nastraja kulinarnie.
Próbujemy nowych rzeczy.
Dziś na obiad potrawka z soczewicy z marchewką, pietruszką, pomidorami i odrobiną boczku.
Smakuje wyśmienicie, tylko wygląda jak kupa.
To nic, nie zrażamy sie tylko pałaszujemy, bo zdrowe :)



Następna w kolejce kasza jaglana. Z jabłuszkiem, rodzynkami i orzechami. Na zdrową kolację, lub pyszna śniadanie. Manna już mi się znudziła.



Już sobie powolutku układam, układam sobie moją listę postanowień noworocznych.
A Wy, jak z Waszymi listami>
Moja pierwsza pozycja, to 'większa aktywność i komentowanie n innych blogach' :)

Miłego!

wtorek, 3 grudnia 2013

Pokiełbasiło się.

Kilka niezbyt miłych sów, za dużo emocji i już.
Jest źle.
Nie wiadomo co dalej.
Ojciec mój totalnie obrażony stwierdził, że jego noga u Nas więcej nie postanie.
Mama, totalnie rozhisteryzowana nie przyjmuje do wiadomości moich tłumaczeń.

I ja w tym wszystkim.
Chciałabym, żeby wszystko było dobrze.
Żeby zaczęli myśleć racjonalnie.

Ale się nie da.

Tu bym chciała, a z drugiej strony mam żal.
O ich zachowanie. O to, że decyzje chcą podjąć pochopnie.
Po raz kolejny pokazali jacy są.

W emocjach o mało nie wygarnęłam, co mnie boli.
O mało, bo nie zrobiłam tego.
Choć może kiedyś wybuchnę.


Od niedzieli chodzę i popłakuję.
Bo emocjonalnie sobie nie radzę.



I tylko jedna myśl w mojej głowie kołacze.
Że już nigdy nie będzie dobrze, że moi rodzice się odwrócą ode mnie, od dzieci, od Ślubnego.


Nie potrafię jak Ślubny pozytywnie myśleć.
Choć on mi powtarza, że będzie dobrze.
Nie potrafię.


Zajmuję się codziennymi sprawami.
Dziećmi.
Domem.
Sobą.

Robię mnóstwo rzeczy.
Planuję, wymyślam coraz to nowe zajęcia, tworzę listy.
 Wieczorami chce padać bez sił.


Nie mam apetytu, nie mam ochoty na nic.
Wszystko jest na siłę.
Byle nie pokazywać nikomu, co w mej głowie siedzi.




Takie sytuacje pokazują na kogo możemy liczyć.

I wyszło, okazało się, że na nich liczyć nie mogę że w najcięższych chwilach zostanę sama.

Jedyne chyba, co mi zostało, to im podziękować.
Za swoje prawdziwe oblicze.


Życie bywa ciężkie..

Grudzień już, Święta za pasem.
Szukam prezentów, pomysłów, dekoruję dom powoli.
Nucę wesołe piosenki.

Udaję, normalność i zadowolenie udaję.


Tyle mi zostało.