Obserwatorzy

środa, 17 września 2014

zmiana zmianę zmianą pogania

Pisałam o zmianach, teraz więc czas zacząć je realizować.

Pierwszą z nich jest oficjalne zamknięcie zeszytu.
Nie miałam do tego adresu serca. Z czasem po prostu przestał mi się podobać, traciłam zapał i chęci. Już od dłuższszego czasu nosiłam się z myślą zamknięcia tego miejsca.
Teraz dojrzałam.


Nie zamierzam jednak reezygnować z blogowania.


Zamykając zeszyt chciałabym zaprosić Was  w nowe miejsce, gdzie mam nadzieję zostanęna zawsze.

Urwisy dorosną!
To właśnie tam możecie mnie teraz czytać.
Nowy adres to w pewnym sensie nowy zeszyt. Tylko nazwa inna.

Taki mój mały początek.



Zeszyt z zapiskami będzieprzez pewien czas 'wisiał' po to, by wszyscy cztelnicy mogli poznać nasze nowe miejsce.

No, to do zobaczenia!

wtorek, 9 września 2014

Pomysłów na tytuł brak

Czas zasuwa, a jak jakoś nie mam chwili żeby napisać.

To tu, to tam i jakoś czasu na pisane brak.

Wieczorami nie wiem, jak trafić palcem w tyłek.

O dziwo pasuje mi to.

Dorosłam do myśli, że chcę się nauczyć robienia na drutach.
Teraz przeszukuję strony w poszukiwaniu prad jak zacząć.
Wiem, że muszę zamówić druty i włóczkę.
Większość sklepów internetowych oferuje druty na żyłce.
A ja się uparłam na takie proste, zwykłe.
Tylko, że chcę drewniane.
I nie za 50zł za parę.
Więc skaczę po tych wszystkich pasmanteriach online i nigdzie nie mogę dopasować całego koszyka.
Może się w końcu uda!

Zima idzie!
Choć jeszcze na zewnątrz ciepło, to już wielkimi krokami nadchodzi.
Czas szukać ubranek zimowych dla dzieciaków.
I butów. Ale nie takich w kosmicznych cenach.


A już niedługo.
Wielka zmiana.
Na blogu, w życiu i w ogóle wszędzie!
Wypatrujcie :)


Miłego!

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

...

Nasza rocznica.
Druga.
A my chodzimy nabzdyczeni na siebie jak dwa indory.
Szkoda mi słów.
Ślubny nadal mnie zadziwia.
Nie mam zamiaru ustąpić pierwsza.
Poczekam na jakiś gest.


Jesteśmy po chrzcinach.
Dzieciaki cudownie się zachowywały.
Robiły furrorę.
Szczególnie Mały za tę jego pogodność.
I body z muchą z HM'u
Mała też.
Uwielbiam moje dzieci!

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Krótszy tydzień.

Święto w piątek, więc i tydzień pracy krótszy.

Za nami za to fantastyczny weekend.
Jeżynowy.
Sok już czeka na przelanie do butelek i słoiczków.
Nic, że nogi ręce odrapane przez krzaki jeżyn i pokąsane przez komary.
Jest cudnie.
Aż nie chce się wracać do normalności.


W niedzielę chrzciny.
Sukienkę kupiłam.
Czarną.
Trochę może nie pasuje, ale nic innego nie było.
Trudno.



Przed nami wiele zmian.
Zaczynają być one już widoczne powoli.
Ale na razie sza!


Wracam do soków i obiadu.
Dziś zupka jarzynowa.
Trzeba korzystać póki jeszcze młode warzywa są.


A z ogórkowego frontu wieści takie, że teściowa w końcu rzeczone przerabiała na małosolne, które Ślubny bezkarnie wykradał. Wilk syty i owca cała można by rzec :D


Miłego.

środa, 30 lipca 2014

Ogórkowy problem.

Co zrobić gdy się ma 10kg ogórków i zero pomysłów jak je wykorzystać?

Zaznaczam, że mam już ukiszone, zakonserwowane i takie w sałatce. W ilości wystarczającej dla zaspokojenia potrzeb całozimowych sporego pułku wojska.

wtorek, 29 lipca 2014

Telegram

Upały u nas okropne.STOP. Przetwory w toku.STOP. Chyba mnie jakaś jelitowka dopadła. STOP. Okropnie się czuję. STOP. Nijak nie mogę z niczmy zdążyć. STOP. Wracam do 18kg wiśni. STOP. Miłego. STOP.

środa, 25 czerwca 2014

Jest moc

Moja moc przrobowa na pełnych obrotach. 22kg truskawek zmęczyłam. Późno w nocy ale są. Z poprzednio włożonymi 3kg mamy niezły zapas. A ja już myślę co jsscz do słoików mogę włożyć. Jak takdalej pójdzie, to prztworów starczy dla półku wojska. Z niecierpliwością czkamna niskie ceny ogórków, pomidorów i fasolki szparagowej żebym mogła zacząć produkcję. Obawiam się, że Ślubny będzie miał problemz zaakceptowaniem ilości słoików, którem musimy kupić.

  Mały się wspina po wszystkim. Jest masakra, bo tylko chodzę za nim i pilnuję żeby głowy nie rozbił. A jeszcze mało, że staje, to zaczyna się puszczać.
Mała psoci na potęgę. Nauczyła się wchodzić na krzesła i kilka razy dzienne ściągam ją nie tylko z krzeseł, ale również ze ze stołów.

Połączenie ciągłych guzów i ząbkowania jest okropne. Wieczorami nie mam sił.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Podwójne święto

Dzień Ojca dziś wszzakże. U nas torównież powód do innego świętowania. Ślubny ma urodziny. Się mu trafiło. Właściwie, to specjalnie świątecznie u nas nie jest. Dzień jak każxy inny.

Truskawki kupiliśmy. Pyszne, słodkie, ekologiczne. 22kg. I żeby się nie popsuły, to muszę je przerobić jak najszybciej. Czyli dziś. Ale sama chciałam. I powiem Wam, w tym roku to i ogórków już wsadziłam 3kg. Tegoroczny plan przetworów na zimę jest ambitny. Bo i ogórki i fasolkę i truskawki i wiśnie, gruszki, porzeczki, śliwki i jabłka. I jagody, nie mogę zapomnieć o jagodach. Własnoręcznie w lesie zebranych.

Wracając do truskawek. Nocka zarwana. Życzę sama sobie powodzenia.

piątek, 20 czerwca 2014

Bezproduktywnie

Nijak nie mogę sklecić nic nadającego się do czytania. Nic nowego. Ciągle to samo. Pogoda do kitu, w domu jak zwykle, sprzątanie i cała reszta. Boże Ciało jak niedziela. Same nudy. No nic, więcej nie piszę.

Miłego.
I do zobacenia jak się coś zadzieje.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dobry dzień

Poniedziałkowy ranek, wietrznie acz słonecznie. I praca od razu idzie lepiej. Z uśmiechem na ustach składam tak ogromną górę prania jak jeszcze nigdy chyba. W między czasie opanowuję płaczącego Małego i znudzoną Małą. Wstawiam pranie. Doprawdy nie wiem, skąd tyle się tych brudnych rzeczy bierze. Nic to, jest dobrze, słonko za oknem świeci, ciśnienie podskoczyło, choć jeszcze boli mnie głowa, to przynajmniej żyję i funkcjonuję normalnie. Mały drzemie. Mała ogląda swoją ukochaną Świnkę Peppę. A ja mam czas na kawę i ciasto. Dziś smakuje najlepiej. Fakt, musi skruszeć. Wyciągam nogi na sofie, choć na chwilę i delektuje się tymi bezcennymi sekundami, gdy nie muszę nic. W tle dolatują mnie odgłosy z zewnątrz i radosne świnek chrumkanie. A ja oddaję się rozmyślaniom. O wszystkim i o niczym, tak po prostu. Kawa wypita, chwila zadumy dobiega końca. Czas wracać z chmur na ziemię. Ganiam za Małą po całym domu i próbuję ją złapać. Gołe i bose nogi trzeba ubrać, ale jest jeszcze ten zapaszek. Kupa. No cóż, odpieluchowanie idzie nam ciężko. Właściwie w ogóle nie idzie. Szykujemy obiad. Wystarczy podgrzać wczorajszy rosół. Szybki spacer. Dzieci do spania. Maly zjada swoją porcję mleka, usypia prawie natychmiast. Mała to inna sprawa. Ale śpi, to najważniejsze.
Teraz najważniejsze, to znaleźć sposób na prlakę. Coś się albo zakało, albo nie wiem co, bo mi kurcze śmierdzą wyprane rzeczy. Odpalony wujek G radzi żeby, puścić pralkę na 90 z octem. A ja się boję, bo co będzie jeśli mi ten ocet rozpierniczy wsio jak wejdsie w reakcję z jakimś składnikiem proszku? No cóż, radzą jeszcze, żeby wyprać samo Ace. Kurczę, bez pralki ani rusz. A kupno kolejniej jakoś niespecjalnie wpoisuje się w nasz budżet na najbliższe miesiące. No cóż, będę walczyć.

Dziwne, bo nawet to nie jest w stanie popsuć mi dziś humoru.
Czuję się tak, jakbym mogła dziś wszystko.
I nic mnie nie przeraża.

Wiem, że przede mną jest dobry czas.

Lecę, pędzę walczyć z pralką.

Miłego dnia!

piątek, 13 czerwca 2014

Piątek


Tygodnia koniec i pooczątek... To pamiętam z dyskotek w podstawówce, gdzie z magnetofonowych głośników wyła ta i jeszcze inne przeboje. Pamiętam też, że nikt nie chciał ze mną tańczyć. Ale nie obchodziło mnie to,bo przecież tańczenie z chłopakiem to był obciach.
Tak mi się jakoś przypomniało.
Dziś piątek, żadna dyskoteka mnie nie cxzka, no chyba, że ząbkujące Maluchy przedstawią nam wieczorem marudzący koncert na dwa głosy.
Doczekać się nie mogę jak w końcu wszystkie zęby im powychodzą i skończy się ta katorga.
Do tego wszystkiego pogoda też się sprzysięgła przeciwko mnie. Znów się małpa wzięła i popsuła. A ze mnie jest meteopata, więc od wczoraj chodzę po ścianach i nie wiem jak się nazywam.
Wszystko w zwolnionym tempie, wszystko jakoś nie tak.

Dobrze, że przynajmniej na książce się nie zawiodłam. "Powrót do Holly Springs" Jan Karon to książka jakiej potrzebowałam. Pełna ciepła opowieść o powrotach i przemijaniu. Napisana tak, że ciężko się oderwać. To jedna z tych książek, która wciąga tak, że zapomina się o wszystkim innym.
"Lato Stiny" to znów ulubiona książka Małej. Dwie krótkie historie o sympatycznej Stinie okraszone są fantastycznymi ilustracjami. Moja Mała każdego wieczora wybiera właśnie tę książkę. I czytamy. I zachwycamy się wspaniałymi ilustracjami. To książka godna polecenia. Choćby ze względu na ilustracje.
Muszę w ogóle powiedzieć, ze uwielbiam Wydawnictwo Zakamarki. Za cudowne, fantastyczne książki dla dzieci. Mała uwielbia każdą, którą mamy, ja też. Za formę, tekst, ilustracje, sposób wydania. To wydawnictwo naprawdę staje na wysokości zadania jeśli chodzi o książki dla dzieci.












A Książkę z dziurą znacie? Gdy ją zamawiałam opis trochę wprowadził mnie w błąd. Miałam trochę inne wyobrażenie tej książki. Ale i tak myślę, że jest fantastyczna! To książka, która pobudza wyobraźnię. A ile mieliśmy radości ze Ślubnym przeglądając ją na chybił-trafił:-)  To pozycja dla starszych dzieci. U Nas wylądowała na półce. I będzie czekać na lepsze czasy.











 Ciasto za mną chodzi. O dziwo nie żadne letnie, z owocami. Tylko takie ciężkie, z kremem. Może miodownik, może jakiś orzechowiec.
Chce mi się słodkiego i już!
A waga w górę. 

Pielęgnację konkretną uważam za rozpoczętą. Zaczęłam od olejowania włosów rycyną i oliwką Hipp-a. Przede mną zamówienie z któregoś internetowego sklepu, tylko przeważnie jestem wieczorem tak padnięta, że nie mam siły skomponować ostatecznej wersji.
Na gwałt potrzebuję kremu do twarzy i czegoś na włosy i dłonie.

A teraz? 
Teraz pędzę myć podłogi, bo Mały się obudził a ja w głębokim lesie.
Miłego dnia!









środa, 11 czerwca 2014

Letnie porządki i chwila dla książki

Upał, przeczekujemy najgorsze godziny w domu. Dzieci śpią. Zasłużone popołudnioowe drzemki. Ja w tym czasie staram się zrobić jak najwięcej. Od rana myję okna. Zostały mi jeszcze dwa. Pachnie świeżością w całym domu. To ta firanka. Dlektuję się chwilą ciszy. Popijam żurawinę. Chyba mi się jakaś mała infekcxja przyplątała. Może uda mi się  choć kilka stron nowej książki przeczytać.
Czytać lubię ja, lubi też Mała, Małego też ciągnie do książek, choć chwilowo w całkiem innym celu, ale ciągnie. I to cieszy! Zawsze wieczorem przed snem czytamy, oglądamy obrazki i cieszymy się z tych chwil ciszy i spokoju. W ciągu dnia również są chwile na książkę. Obowiązkowa, najulubieńsza to 'Lato Stiny' a i resztą moje dziecię nie pogardzi.
Wiecie, że ja z moją pasją do książek i tym, że Maluchy też staram się zarażać uchodzę w rodzinie Ślubnego za taką trochę dziwaczkę, doliczając  jeszcze do tego moją pasję do wypieków i robienie przetworów na zimę to dziwaczka ze mnie niezła:-)
Nie przejmuję się  tym, robię swoje.
Powrót do Holly Springs zapowiada się obiecująco.
Niezbyt mamy imponującą kolekcję książeczek dla Maluchów, ale staram się ją powiększać gdy tylko mogę.
C

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Poniedzałek

Otwieram oczy. Słońce. Bosko myślę, to będzie dobry dzień. Malucy powstawały, zjedliśmy śniadanie i zabrałam się za porzadki. Po wyjazdowym weekendzie ogarniam torby i resztę pierdół. Wstawiam pralkę za pralką, wieszam pranie na zewnątrz i cieszę się, ze w tą pogodę schnie w rekordowym tempie. Obiad. Maluchy śpią. Chwila przerwy, potem posprzątam. Dziś mi ciężko, staram się blokować qszystkie złe myśli i emocje. Do tego jeszcze te dni. Łykam tabletkę, potem drugą. Lepie, ale z tyłu głowy jeszcze kołacze mi się jakiś dziwny stan. Sprzeczki ze Ślubnym nie są do niczego potrzebne, ale czasem inaczej się  nie da. Doprowadza mnie so szaleństwa. Czasem potrzebne mi łzy, tylko jakoś nie chcą lecieć. Czasem najchętniej uciekłabym na koniec świata. Koniec uzalania się. Napiszę post i biorę się za robotę. Aby zdążyć ogarnąć zanim dzieci powstają. Liczę, ze wyszaleją się po dworze i padną jak muchy o ludzkiej porze. Czeka na mnie naprawdę ciekawa książka.
Tylko najpierw muszę wszystko ogarnąć.
Pasowało by też o siebie zadbać. W lustrze patrzy na mnie ktoś starszy niż  piwinien być.Czas przejrzeć sklepy z kosmetykami wschodu. Cudu nie będzie, ale może chociaż trochę pomoże.

Koniec pierdół. Do roboty!

Miłego!

niedziela, 8 czerwca 2014

Leniwie

Siedzę sobie właśnie na tarasie w domu po dziadkach, upajam się fantastyczną pogodą, ciszą i spokojem. Totalny błogostan. Dziećmi zajmują się moi rodzice, a ja mogę delektować sie dobrą herbatą, śpiewem ptaków i świadomością, że ja dziś nie muszę nic robić. Przed nami mnóstwo wrażeń, ale cieszę się ne nie, bo to taki powrót do dzieciństwa. Takie niedziele lubię najbardziej.

wtorek, 3 czerwca 2014

Zwykły dzień.

Pobudka przed siódmą. Mały w łóżeczku larmo podniósł, bo nie potrafił sobie poradzić. Zaczyna nam się wspinać. Trzeba opuścić już jeden poziom. Kokosimy się w łóżku. Raz po raz podciągam go bliżej siebie, tłumaczę, że w końcu zleci jak się będzie tak panoszył. W między czasie Ślubny wychodzi do pracy. Wstaję, robię mleko Małemu. Śpi. Mała też śpi. Ubieram się więc i lecę wstawić pranie. Wyglądam przez okno. Strasznie jest. Dziś znów nie pójdziemy na dwór. Trudno. Najchętniej bym się położyła jeszcze pospać. Jednak nie, skorzystam, że śpią i zrobię coś. Mała wstaje pięć minut przed dziewiątą. Siadamy na nocnik, kilkanaście minut później gonitwa za golasem po domu. W nocniku pusto. Mały wstaje, jemy śniadanko, oglądamy bajkę. A potem codzienne zajęcia, trochę książeczek, inne zabawy. Mały żołnierz na podłodze nie może sobie poradzić, biegnę pomagam. W między czasie wieszam i wstawiam kolejne pranie. Jedenasta. Mały śpi. Małą zajęta jakąś superważną pracą w zabawkach. Coś do siebie opowiada. A tak, książki czyta. Nie przeszkadzam więc. Niech czyta. Szykuję obiad. Jemy. Niedzielny rosół, pyszny mi wyszedł. Zadowolona z siebie jestem :D Mała pojadła. Na nocnik, tylko na dwie sekundy. I znów gonitwa za golasem. Do łóżeczka. Kilkanaście minut. Śpi. Ciężkie ma usypianie. Śpią oboje. Obiad zjedliśmy. Ślubny po przerwie poszedł znów w tą niepogodę. Pomyłam podłogi, ogarnęłam kurze i całą resztę Przerwa. Kubek gorącej herbaty. Książka. I znów wieszam i wstawiam pranie. Wstają. Mały po trzech godzinach, Mała po dwóch. Wyspani, zadowoleni. Mała mleko, Mały obiad. Wsuwają oboje aż miło. Ślubny kończy przed trzecią. Jeszcze coś się tam kręci. Wrócił przemoknięty i zmarznięty, zjada chyba ze 12 pierogów z truskawkami. Palimy w piecu. Ufff, Ślubnemu zimno, to dołożył nieźle, my chcemy się pogotować. Znów zabawa z Maluchami, kokoszenie i inne pierdoły. W między czasie robię farsz do pierogów. Balony. Uwielbiają balony. Odbijamy ja do Ślubnego i odwrotnie. Mały się zaśmiewa, Mała również zadowolona. Kolacja. Jemy wszyscy. Mała po swojemu, siedzi w foteliku i skubie. Mały dostał skórkę chleba. Miętoli. Dobre. Pyszne. Znów balony. I książeczki. Uwielbiają książeczki. Kąpiel. Po kolei. Najpierw Mały. mleko. Teoretycznie powinien zasną, w praktyce płacz. Viburcol, Ibum forte i Dentinox. Usnął. Zęby? Nic nie widać, ale nie wiadomo. Teraz Mała. Myju myju. I wyjść nie chce. Płacz. No tak, niedobra mama z wody wyjęła. Piżamka i dalej zabawy z tatą i mamą. Sprzątam po kolacji. A Mała do snu się nie wybiera. Niech biega, może w końcu się nauczy, że trzeba się położyć w łóżeczku samemu. Nie. Woli książeczki czytać W telewizor patrzyć. Ja robię pierogi. Ślubny śpi. Mała nadal biega. 22.40 usnęła w swoim foteliku. No cóż. Dziś wolałam, żeby obyło się bez płaczu, stękania i innych atrakcji. Przełożyłam do łóżeczka. Skończyłam robić te nieszczęsne pierogi. Jutro tylko je ugotować. I będzie pyszny obiad! Ogarnęłam ten cały wieczorny rozgardiasz. Powiesiłam kolejne pranie. Tak, dziś był stanowczo dzień prania. W oczach piasek. Teraz czas na mamine myju myju. Kilka stron książki i sen. Do kolejnego zwykłego dnia.Dobranoc.

wtorek, 20 maja 2014

W punktach

  Długo mnie nie było. Kurczę, czas zapiernicza aż gwiżdże. Dopiero co pisałam ostatni post. A tu już tyle czasu minęło. Sporo się działo, więc melduję, że:

1. W końcu posprzątałam ten pierdolnik garderobą zwany. Uffff. Kosztowało mnie to. Nerwów, wysiłku, niedospanych nocy. Eh, nie będę narzekać, cieszę się tym, że w końcu jest tam czysto.

2. W końcu pogoda dopisuje. Bo myślałam, że z dziećmi oszalejemy w domu przez te deszcze!

3. Majówkę spędziliśmy z moimi rodzicami. Lało. Oczywiście, więc zamiast wybiegać się po lesie i podwórku siedzieliśmy w domu. Majówka spisana na straty.

4. Wizyta u kardiologa z serduszkiem Małej odbyta, na szczęście szmery niewinne. Ulgę poczuliśmy oboje ze Ślubnym.

5. Szczepienie Małej też już za nami. Nawet nie zapłakała. Ewenement. Ponoć rzadko które dziecko nie płacze. Jestem dumna z tej mojej Małej!

6. Nadrabialiśmy ostatnio braki w garderobie Małej  Małego. Biedny Ślubny mało zawału nie dostał przy płaceniu. A i tak wszystkiego nie kupiliśmy. Brakuje jeszcze kilku rzeczy. Następnym razem napiszę kartkę.

7. Poszukuję fajnego namiotu do pokoju Małej. Wszystkie dostępne na allegro kłują me oczy tandetnym wykonaniem, kolorami nie do przełknięcia i wysoką ceną. Może zdecydujemy się na któryś do ogrodu. W jej pokoju chciałabym mieć coś raczej gustownego. I bez bijącego po oczach różu. Myślę głęboko nad tym z Ikei, ale nie wiem jak z jego jakością. Może ktoś podpowie?

8. Brakuje nam też książeczek do czytania. Jakaś posucha na rynku dla dzieci w wieku Małej. Albo kanon wierszy polskich i zagranicznych, albo takie z małą ilością tekstu. A gdzie jakieś fajne opowiadania? A może to ja źle szukam. W każdym razie już któryś dzień z kolei zmieniam zdanie. I zamówienie. Codziennie obiecuję sobie, że to już dziś kliknę 'kup', a tu ciągle coś innego mi wpada w oko. I kombinuję, kombinuję. No przecież nie mogę kupić wszystkich na raz! Ciężki wybór.

9. Jeden raz postąpiłam zdecydowanie. Gdy tylko ujrzałam u Sroki ten wpis popadłam w zachwyt. I długo się nie zastanawiając kupiłam. Teraz czekam na dostarczenie, żeby zachwycać się w domu. I choć Maluchy moje jeszcze za małe na tą pozycję, to po widocznych trudnościach z dostaniem tej ksiązki nie zwlekałam z zamówieniem!

10. Małej wyżynają się trójki. Czy ja muszę mówić, że jest nie do wytrzymania? Nie muszę? To dobrze.

11. Mały siedzi już sam. Co prawda sam nie usiądzie, trzeba go posadzić, ale siedzi, dopóki nie zainteresuje go coś, czego nie może sięgnąć. Wtedy jego ruchy są niekontrolowane, oj nie raz płakał, bo się uderzył, choć więcej histerii niż faktycznej krzywdy.

12. Nie możemy się zebrać z wykończeniem naszego kątka ogrodowego. Trawa wyrosła co prawda, ale nie ma kto wkopać słupków i zaciągnąć siatki. Brak czasu albo pogoda albo jeszcze co innego. Ciągle coś. Mam nadzieję, że w tym tygodniu się uda. Bardzo bym chciała. 

13. Północ wybiła. A ja zamiast kłaść się spać siedzę i klepię w klawiaturę do Was. Znów nie dośpię. Znów będę miała wory pod oczami. Zapuściłam się. Zamiast zdrowego odżywiania dojadam w nocy chipsami i przepijam coca-colą. W ciągu dnia jakoś tak czasu na jedzenie mi brakuje. I kolejny chips, kolejny łyk ze szklanki tej czarnej smoły. Smacznego. Witajcie wrzody i niestrawność.

14. Mam dość. Oczy czerwone od wlepiania w ekran. Ślubny ma już wizytówki. Jeszcze tylko napełnić pojemniki z tuszem w drukarce, szybki prysznic i sen. Może trochę dziś prześpię. Może Mały i Mała dadzą mi rano pospać. Choć lubię te poranki, przytulaski w łóżku, to wolałabym dodatkowe pół godziny na sen. Nie narzekam. I tak jest cudnie!


Miłego!

czwartek, 17 kwietnia 2014

Znów o tych porządkach

Tak, nudna ze mnie kobita.
Bardzo nudna.

Znajduję dosłownie chwilę, żeby po raz kolejny napisać o porządkach.

A przecież mogłabym jeszcze pisać o gotowaniu obiadu, albo wstawianiu prania.
Tak dla urozmaicenia.

O albo o zakupach. Wybrać mleko 2% czy 3%?

Nie piszę tego złośliwie.
Jakoś tak mnie naszło.

Święta za pasem.
Sprzątanie na finiszu.
Dziś, jutro reszta.

Zostaje tylko gotowanie.

Prezenty są.

Zakupy zrobione. Założyć na tyłki mamy co.
Na nogi też.

Jest dobrze.

No, prawie dobrze, bo mnie coś rozkłada.
Jakieś mi się coś przyplątało paskudztwo.

Walczę. Sprzątam.

I liczę na ładną pogodę w Święta.


Tylko trawa mi nie wzeszła.
Eh.

Miłego!

piątek, 11 kwietnia 2014

Jak burza

Idę jak burza z porządkami.
Pokój Małej na zicher, sypialnia i salon też.
Kuchnia w połowie.
Łazienkę zostawiam na ostatnią chwilę co by była świeża.


Górny salon to moment, i gabinet też.

Zostaje garderoba.
Miała się za nią wziąć w sobotę, ale w6yszło, że w niedzielę mamy zakupy i nie chce mi się do późna siedzieć i sprzątać a w niedzielę nieprzytomna jechać.

I dylemat.
Sprzątnąć dziś, czy zostawić na później.

Z chęcią zostawiłabym to na później.
Ale może choć trochę sprzątnę dziś.

MASAKRA!


Mały śpi mam więc czas na małą kawę i parę stron ksiązki.
A potem dalej sprzątanie kuchennych szafek.

I jakby wiosna wróciła trochę.



Miłego.

środa, 9 kwietnia 2014

Półtora tygodnia

Tyle zostało do świąt.

Macie już plan działania?

Listy, czy inne?

Ja działam wedługo tych, które mam.

Wszystko robię powoli.
Z podziałem na każdy dzień.

Znaczy chcę tak robić, bo Małemu zaczynają dokuczać zęby i mamy ciężkie dni ostatnio.

Masakra mówię Wam.

Ale jest ok.

Kilka pozycji muszę odhaczyć.
No, dobra, jedną.
Pozycję 'prezenty na zajączka'

A, no i umyte okna :D

Także tak, czas by ruszyć się i coś zacząć działać.

Ostatnimi czasy tak często kłócimy się ze Ślubnym, że czasem mam ochotę spakować siebie, dzieci i po prostu wyjechać do moich rodziców.
Mieć wszystko w głębokim poważaniu.
Te święta też zapowiadają się nie tak, jakbym chciała. Pewnie będą to kolejne święta na siłę. Nawet specjalnie sie nie starając.
Po głowie coraz częściej kołaczą mi się pewne słowa.

I jakoś tak mi w ogóle niezbyt wiosennie.
A już z pewnością nie jest mi świątecznie.

Miłego Wam życzę!