Cudowną mieliśmy sobotę.
I choć moje plany wzięły i poszły w siną dal, to i tak jestem zadowolona.
Prawie cały dzień spędziliśmy na zewnątrz, więc mycie drugiej połowy okien odłożyłam.
Zadowolona jestem, bo nagotowałam 10 litrów fasolki po bretońsku.
Miałam 2 kg fasoli, więc wyszło jak wyszło. Zamrożę. I będzie na czarną godzinę, lub na moją niemoc kulinarną.
No i sernik zrobiłam.
Prawie idealny mi wyszedł.
Gdybym jeszcze trochę więcej czasu poświęciła serowi byłoby super.
A dziś gnuśniejemy w domu.
Paskudnie szaro, buro i ponuro za oknem.
Deszcz siąpi.
Nic się nie chce.
Dzieci szału dostają.
Ale nie narzekamy.
Wymyślamy coraz to nowe zabawy i jakoś to jest.
Żyjemy nadzieją że jutro będzie lepiej.
Miłej niedzieli!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz