Obserwatorzy

piątek, 1 lutego 2013

Chorujemy...

Z małego kaszelku zrobiło się zapalenie płuc.
I nawet lekarz był zaskoczony.
Maleńka skończyła we wtorek dwa miesiące.
Nie za bardzo wiedział co ma jej dać.

Poczułam jak to jest z takim chorym dzieckiem.
Pomimo, że Mała miewa chwile wesołości, to większość czasu jest apatyczna i prawie bez życia.

Okropnie mi szkoda, bo umęczy się niemiłosiernie.
Co trochę odciągam jej katarek, co tylko dodatkowo ją rozdrażnia.

Do południa spała, a od południa cały czas ją noszę. Położona do łóżeczka po kilku minutach się budzi i płacze.

Apetyt jej nie dopisuje i wypija po kilka ml mleka.A mi się cały czas wydaje, że jest głodna.

Jako, że Malutka zaspała do południa konkretnie upiekłam ciasto i nasmażyłam oponek.
Oczywiście na finiszu moich kulinarnych wyczynów postanowiła się obudzić i kończyłam smażenie słuchając niemiłosiernego płaczu.
Ale dałam radę. Udało mi się nawet ogarnąć z grubsza kuchnię.


Przyszedł wieczór i Mała zaczęła urządzać popisy.
Wyje znaczy.
I żyć nie da.
Generalnie to mam dość. Plecy mnie bolą, ręce omdlewają od noszenia Małej.
Dość mam tego jej chorowania.

Spać mi się chce, a nie mogę, czekam aż mały Wyjec uśnie żeby jeszcze dom odgruzować.


Dzieci są okropne.
Jak płaczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz