Czasem obawiam się o stan mojego umysłu.
Siedząc w domu, z dziećmi chyba dziczeję. I dziwaczeję.
Wolę powyciągne swetry i babcine koszule od koronkowych koszulek nocnych, sukienek i mocnego makijażu.
Włosy me o pomstę do nieba wołają, stan cery również.
Ale ja nie o tym. O umyśle miało być.
Do celu więc.
Chodzę dziś od samego rana i nucę "chwalcie łąki umaaaaaajoooone, góryyyyy, dooooliny zieloooone....."
A, że śpiewak ze mnie taki jak z koziej... to moje nucenie przypomina bardziej świnię na rzeź prowadzoną.
Ślubny tylko z politowaniem kiwa głową.
Nawet litościwy dla mojego śpiewu Mały patrzy spod byka.
A ja odkąd tylko wstałam "chwaaaalcie łąąąki umaaaaajoooone, góryyyyy dooolinyyy zielooone, chwaaaalcie cienisteeeeee gaikiiiii...."
I razem!
"....źródła i kręęte struuuumyki...... chwaaaalcie cienisteee gaikii, źródła i kręęęęte struuumyyykii...."
Tak, z moim umysłem jest wszytko ok. W miarę. Chyba.
I choć pogoda za oknem nie dopisuje, rozpoczęłam akcję "wiosenne porządki"
Miłego!
Hehe widać, że wiosna zawitała także do umysłu :)
OdpowiedzUsuń