Obserwatorzy

poniedziałek, 18 lutego 2013

O smoczku dziecięcym historia krótka.

Upadł mi dzisiaj smoczek Małej.
Znaczy się Dziecię me w złości tenże wypluło i wylądował on na podłożu płytkami zwanym.

Leciałam więc z wyginającym się dziecięciem na jednym ręku i smoczkiem w ręku drugim, żeby owe zbawienie od wrzasków potomka mego wyparzyć.
I przypomniała mi sie historia. O smoczku właśnie.

Wyobraźcie sobie:
Przychodnia, dzień szczepień. W kolejce dzieci w różnym wieku. Niemowlaki i te starsze.
I ona z dzieckiem na ręku dumnie rozmawiała z inną matką o tym, co i jak. Przy dziecku, w sensie.
Przyszła jej kolej, wchodzi. Mija kilka minut, owa matka i dziecię wychodzą z gabinetu.
W ręku matki smoczek.
Przyszedł czas, żeby dziecię ubrać i przygotować do wyjścia na zewnątrz.
Ubiera więc dziecię swe owa matka i nagle..... bum! smoczek na ziemi. Ups, bywa.
A co zrobiła ta kobieta?
No cóż, sprawnym ruchem podniosła smoczek z ziemi, wsadziła do własnego otworu gębowego oblizując to wybawienie matek i ojców po czym jeszcze sprawniejszym ruchem marudzącemu dziecięciu wsadziła do buzi.


Tak mi się przypomniało dziś. W drodze z sypialni do kuchni by dziecięciu memu smoczek wyparzyć.
Odruch wymiotny powstrzymałam. I tylko się zastanawiałam jak można coś tak obrzydliwego zrobić? Swoje zarazki sprzedawać maluszkowi? Dla mnie to obrzydlistwo! Niehigieniczne obrzydlistwo.
Smoczek małemu Wyjcowi wyparzyłam, wsadziłam w paszczękę i udałam się na poszukiwanie smyczki, aby uwiązać to wyparzone, różowe zbawienie me.

Tak, przypomniała mi się tez historia o żonie brata ciotecznego ślubnego mojego.
Matka dwóch chłopców, doświadczona kobieta można powiedzieć uczyniła gest podobny, tylko smoczek jej nie upadł.
Dziarsko oblizała i młodszemu synowi wsadziła w paszczękę.

A ja miałam ochotę wyrazić me zdanie. Głośno. Więc zęby mocno zacisnęłam, głowę odwróciłam. I nie powiedziałam nic.

Jej zarazki. Jej późniejszy problem.

Jutro wizyta w mieście.
Muszę kupić zapasowy smoczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz