Obserwatorzy

wtorek, 14 maja 2013

O dupie Maryny.

Czyli o wszystkim i o niczym.
Bo sobie pogadać muszę.

Otóż w tą minioną niedzielę zapałałam chęcią posiadania książki.
W porannym programie jedna z autorek zachwalała swoją książkę.

Smędziłam w niedzielę, że to będzie dobra książka, że chętnie bym przeczytała.
Ślubny mówi zamów.

No, to zamówiłam.
Tą chcianą i kilka jeszcze innych.
Ale o tym jakoś Ślubnemu przemilczałam, znaczy coś tam bąkłam.
Trudno, pisałam już wczoraj, nawywijał. Będzie musiał jakoś to przełknąć.


Cieszyłam się, bo firma ta obiecywała, że kolejnego dnia kurier do mnie dojedzie z przesyłką.
Niestety nadzieje me płonne się okazały, co prawda napisali mi mejla, że z jedną książką mają problem, że przepraszają, że uszkodzona, że cośtam, cośtam i że się odezwą kolejnego dnia.

Wiecie, miło się mi zrobiło, że w ogóle napisali.

Niejednokrotnie już zamawiałam przez internet nie tylko książki i jeszcze nigdy, przenigdy w razie jakichkolwiek opóźnień nikt się do mnie w taki sposób nie odezwał.


***

Kupiliśmy ze Ślubnym proszek do prania ostatnio.
Proszek, jak proszek, specjalnych wymagań nie mam. Nie musze mieć super hiper nowoczesnych kapsułek czy innego wypasionego proszku z reklamy.
Jedyne czego od proszku wymagam, to ilość w paczce. No i ma nie osiadać na ubraniach. Od wybielania, czy odplamiania są inne środki. Od zmiękczania też. I płyny do płukania i w ogóle.
No, to żeśmy kupili paczke 7kg, co starczy nam naprawde na sporo.
Otwieram ja dziś paczkę, a tam jakieś takie dziwne kulki mi się walają po wnętrzu, kwiatki jakby czy co.
Już Ślubnego miałam wołać, że nam jakieś lipne coś sprzedali, a to się okazało że ten proszek jest z jakimś tam dodatkiem płynu do płukania, czy innego pachnącego cholerstwa. No i zapierdziela mi z worka z proszkiem "japaneese garden" przynajmniej na opakowaniu tak pisze.

Tempa jestem, nie widziałam nigdy takich cudów, że proszek z płynem do płukania.
Dla mnie w pralce do jednej komory proszek, do drugiej płyn, a jak coś bardzo brudne to i odplamiacz albo płyn do naczyń.
Cuda, cuda. Technika idzie do przodu.

***

Narobiłam zupy na 3 dni co najmniej. Gar mi wyszedł jak ta lala.
Po obiedzie juz jesteśmy, a ja poważnie wątpię, czy do jutrzejszego obiadu dotrwa.
Bo mi tak zasmakowała. No i sobie dolewam, dolewam, dolewam, dolewam.
A to nic innego jak zwykła zupa z mrożonek.

A jeszcze o 10 miałam ochotę na ryż z piersią z kurczaka.
Wstawiłam więc ryż, na szybko rozmroziłam pierś.
I co? A nic, nawet jednego ziarenka tego ryżu nie zjadłam.
Piersi też nie.

Eh, te zachciewajki ciążowe.

***

Dostałam na mejla reklamę o obniżkach cen w jakichś tam sklepach.
Weszłm więc i zamiast sprzątać burdel w domu, taki normalny, codzienny burdel, to oglądam propozycje oferowane przez tenże sklep.
I wiecie do jakiego wniosku doszłam.
Otóż choćbym nie wiem jaką miłością do mojego domu i dekorowania tegoż pałała za nic na świecie nie wydam 70zł za wietrzne dzwoneczki, albo 116zł za poszewkę na jaśka.
Znalazłam jeszcze wycieraczkę za 65zł i naczynia z melaminy w cenach od 30-60zł.
No, przepraszam bardzo, komplet łyżeczek do lodów z melaminy za 30zł. Co z tego, że na długich rączkach, co z tego, że w ładnych kolorach, plastikowego dzbanka za 65zł też do koszyka nie włożyłam, kliknęłam raczej.
Podobnie z różowymi kieliszkami do wina za 20zł sztuka i narzuty za 516zł w błękitnym kolorze tez nie.

W innym sklepie z obniżką zawahałam się przy skórzanej, klasycznej torebce, jednak zniechęciła mnie wizja mojego Ślubnego w momencie gdy kurier by mu przekazał kwotę do zapłaty przekraczającą 400zł, obawiam się trochę o jego serce, bo mógłby dostać zawału.
Kusiły mnie przeróżne durnostrojki, puzderka, patery, miseczki, kubeczki, talerzyki w sensownych cenach.
Jednak gdzie ja bym to wszystko trzymała?

Poza tym muszę Ślubnego nastawić na wizytę w Ikei.


BO planuję w niedzielę wyciągnąć mojego Męża do ZOO i Ikei właśnie.
Potrzebujemy śpiworka dla Małej, bo się w nocy odkopuje, kilku słoików, szklanek, i innych pierdół.
Widzę już mojego Ślubnego minę.
Każdy facet nie lubi wydawać pieniędzy, czy tylko mój?


***

Niezbyt bezpieczne zrobiło się kąpanie Małej w wanience na stelażu.
Teraz jak się kręci, wierci, obraca to mogłaby nieźle gwizdnąć.
Nie powiem przydatna rzecz ta wanienka, ale po tym 5-cio miesięcznym czasie użytkowania wylądowała w nieużytkach.
A ja kąpię Mała w misce w naszej mikro łazience.
I tu stoimy przez zakupem większej miski.
Uprzedzam pytania, nie wanienka się nam nie zmieści, za duża jest. Nasza łazienka ma jakieś 2m2 powierzchni, ledwo co się zmieścił prysznic, toaleta i mikro umywalka. wanienka może i by weszła, ale zajęłaby całe miejsce pozostałe.



Sobie trochę popitoliłam.
Bez sensu, albo z sensem.
Może i bym napisała więcej bzdur i głupot, ale Mała płacze. Się obudziła.


Milego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz