Obserwatorzy

poniedziałek, 27 maja 2013

Poniedziałek dziesiąta dwadzieścia.

A ja dopiero co tyłek z łóżka podniosłam.
Tego posta piszę w trakcie ubierania się.

No nie miałam siły.

Powiecie, że mi dobrze bo mogłam pospać.
Ale żeby nie było tak wesoło, to do dwunastej nie spałam, bo Mała postanowiła zmienić pozycję spania z pleców na brzuch, więc musiałam ją przekładać co by się panna nie udusiła, potem o drugiej obudziła się na jedzenie, więc znów wybudzona zostałam. O siódmej kolejna porcja mleka, zmiana pampersa i chwila zabawy. No i dalej śpimy :)

Do tego mamy zimno w domu. Trzeba napalić w piecu. Koniec maja i palimy w piecu. Pięknie. W piątek rozpalałam dwa razy, do południa i po południu, bo się nie dało.
Jest po prostu masakra. Niedługo dojdzie do tego, że przez cały rok będzie trzeba palić w piecu.


Obiad przede mną. Z wczorajszego rosołu zrobię pomidorową.
Do tego podsmażone mięsko, sos pieczeniowy z torebki i kopytka.


No i wizyta w aptece nas czeka.
Muszę kupić roztwór gencjany. Bo aftin nie pomaga na te nasze pleśniawki.
A jak nie, to dzwonię do lekarza.

2 komentarze:

  1. zamiast aftinu miałam kiedyś taki żel na afty (zapytaj w aptece nie pamiętam nazwy-tubka jak maść), Tosio miał aftę i to mu pomogło, a nie brudzi jak fiolet.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rety kiedy to było jak drżałam o sen maleństwa na brzuchu...i mimo wszystko fajnie, że w tygodniu wstajesz o tej porze, już tęsknię za L4 ;)

    OdpowiedzUsuń