Obserwatorzy

czwartek, 20 czerwca 2013

Lato pełną gębą, pragnienie, choroba, zmęczenie i złość.

Skwar taki, że można się udusić.
W słońcu nijak wyrobić się nie da.
Chyba z 50 stopni normalnie.
Mała od samego rana na podwórku, trochę ze mną, trochę z teściową. Zmieniamy się.

Ślubny mówił, że ok 13 było 32stopnie w cieniu.

Narzekałam na zimno, teraz obiecałam sobie, że narzekać na upały nie będę.
Więc nie narzekam że mi gorąco, że się pocę, że wszystko się lepi a moja twarz wygląda jak burak ze zmęczenia i że chodzę jak kaczka, bo inaczej nie mam siły, brzuch powoli zaczyna przeszkadzać.

Jest słońce, ciepło, jest pięknie!


Jako, że lato to i pasowałoby więcej pić co by nie paść z odwodnienia.
A z moim pragnieniem to różnie jest. Czasem nie mam go w ogóle, właściwie to mało kiedy chce mi się pić, nie wliczam w to wszelkiego wysiłku i innych.
Więc żeby nie truć siebie i Maleństwa kupnymi sokami piję wodę. Ale eby pić tej wody jeszcze więcej, to piję wodę z cytryną i odrobiną miodu, na litr tak z pół łyżeczki dla samego smaku.

Ślubny dziś choruje. Nadal.
Nie ma chłopina głowy do wódki, a bimberek najwyraźniej mu zaszkodził. Właściwie to połączenie kaca i pracy w tym upale mu zaszkodziło.
Jak dobra żona ugotoałam mu ryżankę z marchewką, którą zjadł krzywiąc sie niemiłosierne, bo mało doprawiona. Właściwie nie doprawiona w ogóle i konsystencji zupek dla naszej Małej.
Ale jak chciało sie głupiej głowie wódki, to niech głupia głowa cierpi.

Się znów pokłóciliśmy wczoraj, bo nie chciałam wrócić do łóżka, tylko kolejną noc na kanapie spałam. Wygodnie mi było, to spałam :)  Oj była awantura, była. Tak wielka, że potem do pierwszej w nocy składałam pranie, no rozsadziło by mnie gdybym czegoś nie zrobiła.


Zmęczona jestem, nie dospana i w ogóle.
Ale słońce za oknem sprawia, że mam jakiegoś powera.

Jeszcze tylko umyć podłogi i fajrant.

Nie, wróć zapomniałabym żaden fajrant.

Mam do zrobienia jeszcze rozplanowanie prac na cały tydzień.
Muszę się jakoś usystematyzować, bo albo nie mam do zrobienia nic, albo ginę od natłoku zadań.

A potem to już prysznic i fajrant.

Prezent dla Ślubnego przyszedł.
Ciekawam, czy mu się spodoba.
Mam nadzieję, że tak, bo ostatecznie postawiłam na kompletnie bezużyteczną rzecz, która ma sprawić mnóstwo frajdy, teoretycznie.
I muszę się mocno powstrzymywać, bo najchętniej to rzeczony prezent Ślubny dostałby już dziś, pomimo moich na niego nerwów. Sie kurka doczekać nie mogę i już.



Pędzę myć podłogę i trochę poodpoczywać.

Miłego i słońca dużo!

2 komentarze:

  1. oj po wódce boli glowa :) moj tez to wie i woli piwko na imprezkach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas o 17tej na termometrze samochodowym pokazało 39,5, a samochód stał w takim raczej cieniu... zdechnąć idzie. Ale cóż tak chcieliśmy. Tylko czemu u nas nie może być normalnie, stopniowo... tylko albo śnieżyca, albo deszcz albo upał :)

    OdpowiedzUsuń