Obserwatorzy

wtorek, 6 sierpnia 2013

Co mam powiedzieć

Bo co tu powiedzieć Ślubnemu, gdy jego własna matka odwraca się do niego plecami.
Nie raz, nie dwa, tylko przez cały dzień, na każdym kroku, w każdym momencie?


Sytuacja jest coraz gorsza.
Rozwiązania nadal brak, Ślubny w coraz gorszej kondycji psychicznej.

Rozmowa z teściami w grę nie wchodzi.
Oni są z tych co to wiedzą najlepiej i mają w dupie zdanie innych.

Nadal stoimy w niebycie.

Znikąd rozwiązania.

No, chyba, że byśmy w lotto wygrali.


Wyprowadzka wchodzi w grę jedynie, gdy ślubny sprzeda wszystko.
Inaczej nie mamy za co się wynieść.



Najchętniej bym uciekła do moich rodziców żeby nie być świadkiem tego wszystkiego.
Ale jak tu Ślubnego zostawić?
Nie mogę.


Podle myślę, ale chciałabym żeby Ślubny zamknął to wszystko.
Żeby teściowie zostali się praktycznie bez środków do życia.
I jeszcze żeby musieli oddać Ślubnemu pieniądze za połowe tego starego rumpla, którym jeżdżą.
Te parę groszy, ale zawsze jakoś by to w nich ugodziło.
Chciałabym żeby Ślubny zabrał im wszystko, żeby sprawił, że będą kwiczeć, bo nie będą mieć za co żyć.
Bo teść jest zatrudniony u Ślubnego, prowadzi sobie jakiś śmieszny sklep, co to nic z niego prawie nie ma, tyle co na życie mają, wszelkie opłaty miesięczne typu ZUS czy inne płaci Ślubny.
A teść pracy tak prędko nie znajdzie, bo kto by chciał przyjąć chłopa po 55 roku i to do tego lenia i nieroba totalnego. I to takiego, co do kieliszka zajrzeć lubi. I zawsze jest najmądrzejszy, krytyka wszelaka to od razu z miejsca foch i obraza majestatu.
A teściowa ma jakieś świadczenie, czy coś całe 700zł miesięcznie.
Jest jeszcze siostra Ślubnego, coś tam zarabia, ale wiem, że jeśli by przyszło co do czego to by nie popuściła i nie utrzymywała teściów.
Bo tego chcą, żeby im dać pieniądze na wszystko, na życie, opłaty, wakacje i inne a oni tylko będą nosem kręcić i wymagać więcej.

Gdyby Ślubny zamknął tą działalność, teściowie by byli ugotowani. Bo tu już nic otworzyć nie można. Bo gmina zakwalifikowała te tereny pod uzdrowisko i nie można się ani budować, ani działalności otwierać.


Podłe są moje słowa, pełne jadu i nienawiści, ale tak właśnie myślę.
Caly mój szacunek do teściowej i do teścia wyparował w kilka dni.

Nie mogę patrzyć na mękę Ślubnego, na jego łzy i rozpacz.
Sama z każdą chwilą czuję się psychicznie coraz gorzej.
Boję się, że Ślubny robi coś naprawdę głupiego.
Bo powoli przerastają go te problemy. On synuś mamusi, co to mamusia zawsze za nim była doświadcza takiej krzywdy. Ciężko mu, cały czas powtarza, że to wszystko bez sensu.



A ja mam coraz większą ochotę pójść i wygarnąć im prosto w oczy, że zrobimy ze Ślubnym wszystko, żeby oni przymierali głodem.


Gryzę się jednak w język, odwracam głowę w drugą stronę i milczę.
Milczę, bo czasem aż brak mi słów.
Milczę, bo nie chce dolewać oliwy do ognia.
Milczę, bo po prostu mam dość.


Potrzebuję na granicy naszych działek płotu. Najlepiej betonowego, ze 2m na wysokość.
Żeby na nich nie patrzeć.

Na razie jednak płotu stawiać nie będziemy.
Ślubny pracuje, wszystko trwa w zawieszeniu.


Trzymam kciuki, żeby gorzej nie było.
Żeby teściowie się otrząśli.
Tłumaczę Ślubnemu i sobie, przede wszystkim jemu, że powinien iść i wprost powiedzieć teściom, że gdy tylko będzie nas stać na działkę to zbieramy majdan i pójdziemy sobie z całym tym naszym burdelikiem.


A na razie, jest ciężko. Na razie nie stać nas na wyprowadzkę.
Działki po 100zł za metr, minimum potrzebne dla nas to 3tyś metrów. Ideałem byłby hektar.
Proste to wyliczenia.


Ufff.... czekam, liczę na chwilowy rozejm.
Na poprawne stosunki.
Nie chcę jakiejś zażyłości, jakiegoś nie wiadomo jakiego spoufalenia, chcę tylko żeby Ślubnemu nie robili problemów.

Mała też na tym cierpi.
Bo jest tylko ze mną, odseparowaliśmy ją od dziadków, właściwie sami się dziadkowie odseparowali od Małej.
Gdy tylko któreś przechodzi ja odwracam się w drugą stronę, a Mała, cóż patrzy za dziadkiem, czy babcią.
Ślubny natomiast tak się uwziął, że odwraca też Małą, w ogóle nie pozwala jej spoglądać na dziadków.
Oboje staramy się unkać podwórkowych spotkań z teściami.
Żeby Małej nie robić nadziei, że babcia czy dziadek ją wezmą.

Jedyne, co jest dobre w tej sytuacji, to to, że Ślubny zaczął mi naprawdę pomagać.
Przy Małej.
Dopiero teraz czuję, że mam u niego wielkie wsparcie i że się stara.


Ja jednak wolałabym, żeby było dobrze.
Ze wszystkim.


Chaotyczny ten mój post, bardzo chaotyczny.
Ale wyrzuciłam wszystko z siebie i trochę mi lepiej.

2 komentarze:

  1. Współczuję sytuacji. Na pocieszenie powiem, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może to brutalne, ale zobaczysz, jeszcze będzie dużo lepiej, tylko trzeba dużo wiary i wytrwałości. Wierzę, że wszystko wam się poukłada.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudniejszy ten problem niz myslalam :(
    Mam nadzieje, ze jednak tesciowie -jako dorosli ludzie pojda po rozum do glowy...straca nie tylko syna, synowa ale i wnuczeta...moze maja jakies ludzkie uczucia...
    Trzymam kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń