Obserwatorzy

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Jak to w życiu czasem się popsuje.

Przez głupotę, zazdrość i bezsensowne pretensje doprowadziły do tego, że Ślubny najpewniej będzie musiał zamknąć firmę.
Niestety nie możemy sobie pozwolić na kredyt, który pokrył by i zakup nowych maszyn i działki.
Myśleliśmy, że najpierw zainwestujemy w maszyny, które zarobią na siebie i na nas na tyle, żeby kupić działkę i się przenieść w inne miejsce.

Co tu dużo mówić, moi teściowie są zazdrośni.
Przed ślubem mieli z tej Ślubnego działalności korzyści, teraz nie mają praktycznie nic.
Więc muszą nam dokopać. Bo przecież skoro oni nie mają praktycznie za co żyć, to my też nie możemy mieć jakichkolwiek pieniędzy.

Innego wyjścia nie ma.
Najgorszy jest ten zawód w oczach Ślubnego. Jego rodzice zamiast nam pomóc, to kopią w tyłek.

I zostaliśmy się u progu zimy z tak okropnymi problemami. Bo nie wiemy co robić.
Ślubny lubi pracować w tej branży, z resztą te kilka dobrych lat jego ciężkiej pracy, żeby dojść tu, gdzie jest teraz pójdą na marne.

Ale to nie jest najgorsze, najgorsze jest to, że potem z pracą będzie ciężko. Sytuacja na rynku jaka jest, każdy wie. Gorsza, lepsza, zmienna w każdym bądź razie.
Ślubny może pójść do pracy w każdej chwili. Ma tam jakiś kontakt, ktoś go z chęcią przyjmie, szkopuł w tym, że jest to praca w transporcie międzynarodowym.
Nie zostawi mnie przecież.

To jest nasz pierwszy problem, drugim niemałym problemem jest dom.
Poważnie zaczynamy myśleć nad sprzedażą tych 300m i kupnie czegoś mniejszego, najlepiej jak najdalej od teściów.

To też wiąże się z tak ogromnie przerażającymi kosztami, że aż sobie tego nie wyobrażam.


Zwaliło nam się na głowę mnóstwo pytań, pretensji i żali.

Przepłakałam pół wczorajszego wieczora z tego powodu.

Ślubny przerażony całą tą sytuacją, bo kompletnie nie wie co robić, a to przeraża go jeszcze bardziej.

I na to wszystko końcówka mojej ciąży.
Gdyby sprawy potoczyły się inaczej trochę i nie byłabym w ciąży, to też pewnie byłoby trochę inaczej. Prościej.
Ale czekamy na nasze kolejne Maleństwo z niecierpliwością i wszelkie trudności na to nie mają wpływu.


Pół nocy nie przespałam myśląc o tym, jak wyjść z tej trudnej sytuacji.
I jedyne do czego doszłam to to, że trzeba zamknąć firmę, sprzedać maszyny, samochody i w ogóle wszystko, Ślubny pójdzie do jakiejś pracy i w międzyczasie będziemy działać w sprawie sprzedaży domu.



Powiecie pewnie, że wszystko będzie dobrze, że damy radę i że ludzie mają wieksze martwienia i problemy.
Ale dla nas to jest naprawdę ciężka sytuacja.
Może być niedługo tak, że nie będziemy mieć za co kupić mleka, czy pampersów dla Małej.
A gdy to następne Maleństwo się urodzi? Wydatki wzrosną.
Dodatkowe opakowania pampersów, ciuszki, kosmetyki, wózek, fotelik.......

Za co kupić to wszystko, co jest niezbędne?
My sobie odmówimy, zjemy skromniejszy obiad, kupimy tańsze produkty, kosmetyki, czy ubrania.
Nawet na ciuszkach dla dzieci możemy trochę zaoszczędzić. Pepco mamy nie tak znów daleko. Z resztą i tak nawet teraz tam właśnie kupujemy Małej ubranka.

Mam nadzieję, że kolejne dni przyniosą rozwiązanie.
Bo najgorsze z tego wszystkiego jest spojrzenie Ślubnego, który uparcie twierdzi, że zawiódł i mnie i dzieci.
A ja uparcie będę twierdzić, że tak nie jest, że damy radę.
Będzie dobrze.
Bo musi być.
Dla nas.
Dla dzieci.

2 komentarze:

  1. :O
    nie bede pisac "wszystko bedzie dobrze"..
    raczej proponowalabym rozmowe z tesciami, kompromis, uklad, pomoc.. nawet argument, ze jesli Wam sie powiedzie to w jakis sposob im pomozecie..nie mysl prosze w czarnych scenariuszach, porozmawiajcie za i przeciw, kawe na lawe- moze tesciowie sie obudza i zauwaza, ze niszcza Wasza przyszlosc no i przaszlosc wnuczat??!!
    Pozdrawiam, sciskam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcza.. a nie da się jakoś dogadać z teściami?? Szkoda zamykać firmę. Może tak jak pisze Lux gdyby mieli w tym jakiś interes? Wiem jak ciężko mieszka się blisko teściów, może przeprowadzka najpierw by pomogła, może jakbyście się widywali "od święta" to byłoby łatwiej? I może wtedy firmy też by nie trzeba było zamykać?
    Wiem jak jest np u Nas. Przez to, że my mieszkamy w jednym bliźniaku z teściami to wiecznie za wszystko jesteśmy krytykowani i ja się czuję pod wieczną kontrolą. A np Księżniczka, która mieszka 50 km od nas jest wiecznie żałowana, wychwalana i wiecznie jest jak to jej niby ciężko i ile to trzeba jej pomagać.

    OdpowiedzUsuń