Obserwatorzy

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Zgody nie będzie.

Przynajmniej nie między mną a teściami i szwagierką.
Dlaczego?
Otóż w sobotę Małą zajmował się Ślubny, ja ogarniałam chałupę, a że jemu trafił się późny klient, to Małą przejął teść. A jako, że i teść nie mógł jej dłużej nosić, to zamiast przynieść ją do mnie, to zaniósł ją do teściowej.
A mną zatrzęsło.
Bo cały tydzień odwracała się plecami do mnie, cały tydzień stroiła fochy nie wiadomo o co a teraz Małą chce bawić.
Pomyślałam, że tak być nie będzie, wpadłam do domu teściów i bez słowa zabrałam Małą i wyszłam.
Teściowa coś krzyczała, że z nimi wojuję, siostra Ślubnego mówiła coś o tym, że przyszłam z biedy i pokazuję cośtam.
A ja skupiałam się na tym, żeby się nie odwrócić i im nie wygarnąć, że takiej podłości i fałszu to ja dawno nie widziałam.
I może faktycznie moi rodzice nie są zbyt bogaci, ale z takiej biedy jak oni myślą to nie wyszłam. A nawet jeśli moi rodzice nie zarabiają kokosów, to myślą o tym, jak pomóc mi i mojemu bratu i co najważniejsze, nie są od swoich dzieci zależni.
O!
Ale się powstrzymałam, nie powiedziałam nic.

Słyszałam krzyki teścia, że to oni Małą wychowywali i że to tak być nie może że ja ją zabieram. Słyszałam jeszcze coś o telefonie do moich rodziców żeby zadzwonili i się pożalili.

Masakra, teściu chciał dzwonić do mojego ojca albo mamy żeby się na mnie pożalić. Przecież to śmieszne.

Cała ta sytuacja strasznie źle na mnie psychicznie wpłynęła, dostałam jakiegoś bólu brzucha, rozwolnienia i ogólny lęk mnie napadł.  A jak Małą niosłam od teściowej, to aż się cała trzęsłam z nerwów i emocji.

I jeszcze musiałam Ślubnemu wytłumazyć, bo on już sam nie wiedział co robić i wkurzony na to wszystko.
Więc mu jasno powiedziałam, że ja żadnych wojen z jego rodzicami nie chcę, że mnie byłoby łatwiej gdyby oni Mała zabierali, bo w jestem w ciąży, niedługo urodzę no i w ogóle. A przecież dziadkowie są ważni w życiu dzieci. Tylko kurczę co miałam zrobić gdy teściowa  i szwagierka cały tydzień fochem strzelają, a przecież sam Ślubny mi mówił, że mam Małej im nie zanosić. Popłakałam, potłumaczyłam i coś tam dotarło, szczególnie jak mu nabąknęłam, żę jego mama i siostra rzucały jakimiś wyzwiskami, czy innymi słowami a ja się zbyt nie przysłuchiwałam i nie pamiętam co mówiły, no to trochę go to ruszyło.
Liczę na to, że jego mamusia albo siostra coś zawalą w moją stronę. I że Ślubny to usłyszy.

Pomyślałam trochę w sobotę i doszłam do wniosku, o czym poinformowałam Ślubnego, że to właściwie tak być nie może i że to my powinniśmy być mądrzejsi i spróbować wybrnąć i jakoś rozwiązać tę głupią sytuację.

Ale już nie jestem tego taka pewna.
Bo w niedzielę drzi wejściowe otworzyłam dopiero po południu, żeby grilla zebrać i z Małą wyjść trochę na spacer.
I co mi się ukazało? Otóż na progu niczym jakieś śmieci leżały wszelkie zapasowe rzeczy Małej, które teściowa miała u siebie. Chusteczki nawilżane, pampersy, smoczek, zabawki, jakaś terowa pielucha i kocyk. Leżały sobie po prostu na schodach, na tym brudnym obsranym przez ptaki betonie luzem, nawet nie w zwykłej reklamówce, Ślubnemu pokazałam. Miałam skomentować, ale on był w takim szoku, że się powstrzymałam. Zabolało go to, nawet bardzo go to zabolało.
Ale jeszcze w jakimś momencie wyrażę swoją opinię.

I w sumie, to teściowie sami zdecydowali, że się wypierają Małej. Bo skoro oddali wszystkie jej rzeczy, to jak ja mam to rozumieć?

O mnie też pewnie na lewo i prawo teściowa będzie niestworzone historie opowiadać. Ale trudno, mam to w głębokim poważaniu.
Ja będę za to ta mądrzejsza i będę się starać trzymać język za zębami. Bo po co mówić komukolwiek, że moja teściowa jest taka a nie inna? Dla mnie nie ma sensu.



Ślubny może i ma trochę żalu do mnie o tą całą sytuację, ale ja staram się załagodzić, tłumaczyłam mu, choć najgorsze jest to, że on się zamyka i nie chce rozmawiać.
I dopiero musi przyjść jakiś przełomowy dla niego moment, żeby wyraził swoją opinię. I ja czekam na ten właśnie moment. Aż Ślubny zacznie mówić. Czekam z wielką niecierpliwością.

A na razie żyjemy dniem obecnym. Zrobimy z Małą pranie, zamieciemy i zmyjemy podłogi i będziemy jak najwięcej czasu spędzać na zabawie.

I jakoś to będzie :)

3 komentarze:

  1. ojej..przykro mi, myslalam , ze z czasem , rowniez przez dziecko dojdziecie do jakiegos porozumienia...a tu jak czytam mialas strasznie stresowy weekend:(

    OdpowiedzUsuń
  2. O co Wy sie tak dokladnie kłócicie, bo sie pogubiłam w tym wszystkim?

    OdpowiedzUsuń
  3. Z rodziną to najlepiej się wychodzi na zdjęciu...kiedyś nie mogłam w to powiedzonku uwierzyć, ale przekonuję się coraz bardziej. I chyba nie tylko ja tak mam...

    OdpowiedzUsuń