Obserwatorzy

czwartek, 3 października 2013

Słów kilka

Mała coraz bardziej chora.
Boimy się, że poszło na płuca.
Lekarz ma być po 18 u nas.
Na szczęście dojeżdża.
A ona jakby nic sobie nie robiła z choroby.
Może tylko trochę bardziej marudna niż zwykle.


Ja do niedzieli na lekach wstrzymujących.
Rozwarcie jak było, tak jest, może nawet delikatnie większe.
W granicach 1,5-2cm.

Lekarka mówi, żebym jeszcze dłużej była na tych lekach.
Ale ja nie dam rady.
Łykam tabletki wielkości połówki no-spy.
A i tak mną trzęsie, pojawiły się też stany lękowe, problemy ze snem, zaparcia i ogólna niemoc.
Ot, leki na jedno pomogą na drugie szkodzić będą.
Najgorsze, że mają też wpływ na Maleństwo, bo przenikają przez łożysko.

Tak mi ta końcówka ciąży dopiekła, że najchętniej już teraz bym urodziła.
Wiem, że każdy dzień jest na wagę złota, ale jak to lekarze mówią nie ma strachu już.


Uważam na siebie jak mogę, choć opieka nad Mała do południa tego nie ułatwia, Ślubny przejął większość domowych obowiązków, uważam na siebie i odliczam dni do odstawienia i do porodu.

Potem może być tylko lepiej.

W końcu posprzątam ten bałagan domowy, zrobię porządek w szafie i w reszcie garderoby.


Byka za rogi złapię i powalę...


A tymczasem idę leżeć.


Miłego!

2 komentarze: